Help – jesteśmy razem (Treść okładki) Nr 63 grudzień 2020, ISNN (wydanie on-line) 2083 – 4462 „Bożonarodzeniowy świąteczny nastrój o jakim myślę, do którego pragnę wracać, którego przywołanie na myśl niemalże automatycznie powoduje, że na sercu i duszy robi się a to ciepło i przyjemnie, a to chłodno i wzruszająco, nieodzownie wiąże się z utrwalonymi w tradycji zwyczajami zachowanymi przez lata i przekazywanymi nam z pokolenia na pokolenie.” Anna Hrywna TEMAT NUMERU: Idą Święta! (ZDJĘCIE NA OKŁADCE PRZEDSTAWIA ZŁOTO-CZERWONĄ BOMBKĘ NA CHOINKĘ.) Artykuły wyróżnione: Bogactwo znaków, symboli i zwyczajów okresu Bożego Narodzenia Serca otwarte na nowe życie Rabdomancja: sztuka skanowania ciałem Holz100 technologia rekordów – odkrywa zapomniane właściwości drewna (Stopka redakcyjna) Wydawca: Fundacja Szansa dla Niewidomych, Chlubna 88, 03-051 Warszawa Wydawnictwo Trzecie Oko Tel/fax: +48 22 510 10 99 E-mail (biuro centralne Fundacji): szansa@szansadlaniewidomych.org www.szansadlaniewidomych.org https://www.facebook.com/WydawnictwoTrzecieOko/ https://www.facebook.com/help.jestesmyrazem/ Redaktor Naczelny: Marek Kalbarczyk Opracowanie graficzne i skład: Anna Michnicka Kontakt z redakcją: help@szansadlaniewidomych.org Daj szansę niewidomym! Twój 1% pozwoli pokazać im to, czego nie mogą zobaczyć Pekao SA VI O/ W-wa nr konta: 22124010821111000005141795 KRS: 0000260011 Czytelników zapraszamy do współtworzenia naszego miesięcznika. Propozycje tematów lub gotowe artykuły należy wysyłać na powyższy adres email. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytułami artykułów nadesłanych przez autorów. Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autorów jest zabronione. Projekt „HELP – wiedzieć więcej – miesięcznik, wiedza o świecie dotyku i dźwięku dla osób niewidomych, słabowidzących oraz ich otoczenia” jest dofinansowany ze środków PFRON i z innych środków będących w dyspozycji Fundacji Szansa dla Niewidomych. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Spis treści I. Od redakcji Helpowe refleksje Marek Kalbarczyk II. Aktualności i wydarzenia KONKURS REHA 2020 Podkarpackie wspomnienia z warszawskiej REHY 2020 Elżbieta Markowska Kujawsko-pomorskie wrażenia i refleksje pokonferencyjne Agnieszka Grądzka-Wadych, Jarosław Wadych III. Co wiecie o świecie? Rabdomancja: sztuka skanowania ciałem dr Małgorzata Stępień Holz100 technologia rekordów – odkrywa zapomniane właściwości drewna Janusz Misiukiewicz IV. Tyflosfera Możliwości składania podpisu przez osoby niewidome Mateusz Przybysławski Tandemem wzdłuż Wisły Radosław Nowicki Skuteczne metody uczenia się orientacji przestrzennej Piotr Malicki V. Na moje oko Felieton skrajnie subiektywny Jestem za życiem Elżbieta Gutowska-Skowron O Polsce patriotycznie Piękny czas Marek Kalbarczyk Boże Narodzenie w dobie pandemii Radosław Nowicki Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia O. Wysocka Serca otwarte na nowe życie Aleksandra Dobkowska Pisze też artykuły do HELPA, dziś my piszemy tekst o Nim! Tekst i zdjęcia: Agnieszka Grądzka-Wadych, Jarosław Wadych VI. Jestem... To tylko mały gest Jakub Stefańczyk VII. Kultura dla wszystkich Bogactwo znaków, symboli i zwyczajów okresu Bożego Narodzenia Anna Hrywna Idziemy Szlakiem Powstań Śląskich Anna Haupka Galicyjskie Eksploracje Agnieszka Widurska SZAFIROWA PRACOWNIA Magdalena Zarychta USZY SZEROKO OTWARTE Magdalena Zarychta VIII. WYNIKI KONKURSÓW FUNDACJI SZANSA DLA NIEWIDOMYCH *** I. Od redakcji Helpowe refleksje Marek Kalbarczyk Jak widać chociażby w samym spisie treści, Help informuje o zbliżających się świętach. Ba, to oczywiste, kiedy w rękach trzymamy jego grudniowy numer. Czy jednak ten fakt w jakiś pokrętny sposób nas nie zaskakuje? Może dla wielu pytanie to jest absurdalne, a jednak dla mnie nie. Nie to, żebym namawiał do specjalnego zdziwienia, tyle że sam naprawdę to odczuwam. Zbliżają się nie tylko święta, ale także koniec roku 2020 i początek kolejnego. Właśnie ten koniec mnie zaskakuje. W jakiś przedziwny sposób rok 2020 mi, a zapewne także i Państwu uciekł, jakby przeleciał przez palce. Uf, jakaż miała to być przyjemność żyć w okresie od stycznia do grudnia tego roku: rozwijać i urzeczywistniać swoje pomysły, pracować i działać, organizować, kupować przeróżne rzeczy, o których się marzyło w ubiegłym roku, zmieniać umeblowanie mieszkania, uczyć się, studiować, dyskutować, spotykać, wakacjować, zwiedzać, godzić się z innymi i spierać, brać udział w zaplanowanych wcześniej imprezach. kiedy cieszyliśmy się solidnym wzrostem ekonomicznym, poprawą sytuacji milionów polskich rodzin, albo, co dla nas niepełnosprawnych najważniejsze, realizacją wielu projektów mających na celu emancypację naszej społeczności – wszystko się wyhamowało! Rząd Mateusza Morawieckiego zabrał się za rozwiązywanie naszych problemów na dobre, ogłoszono i zainicjowano realizację programu Dostępność Plus, wdrożono inne rządowe inicjatywy. I co? Nie czas i miejsce, by je teraz wymieniać. Informacje o nich można znaleźć wszędzie, także na łamach naszego Helpa. Rok 2020 miał być wspaniały również z wielu innych powodów. I gdzie się to podziało??? Nie wystarczy przypomnieć o światowej pandemii, decydującej od marca o niemal wszystkich naszych działaniach. To oczywiste, że jest okropna i wymusza na nas stosowanie zupełnie dziwacznych obostrzeń, które powodują ogromną zmianę sposobu wykonywania nawet najzwyklejszych codziennych czynności, co zmusza do jak najgłębszych refleksji, ale są także inne wydarzenia, które zepsuły wcześniejszy optymizm. O nich także znajdujemy w tym numerze Helpa informacje. Skoro to wszystko dotyczy również mnie i moich bliskich, dorzucę trzy swoje grosze. Sprawa jest bowiem bardzo ważna. Kiedy 1 stycznia ma się wspaniałe plany oraz poważne nadzieje, że są realne, a następnie dochodzi do ich zniszczenia, trzeba zabrać głos. Gdyby milczeć, mogłoby to powtarzać się zbyt często. Tak nie może być. Zasługujemy na to, żeby, kiedy coś rozsądnie planujemy, urzeczywistniało się. Inaczej cywilizacja grzęźnie, o ile nawet nie ginie. Co więc takiego się wydarzyło, że wieszczę tu jak człowiek obrażony? Proszę zauważyć, że pandemia Covid-19 w dużym stopniu zatrzymała realizację rządowych programów, mających na celu zmianę sytuacji niepełnosprawnych obywateli. Instytucje i firmy mają przecież na głowie inne problemy. Jak ma zajmować się udostępnianiem przestrzeni dla nas instytucja mająca poważne obawy co do możliwości jej przetrwania? Otrzymała co prawda wsparcie związane z tarczą antykryzysową, ale było ono z powodów oczywistych mocno ograniczone w swoim pomocnym działaniu. Zaspokoiło potrzeby związane z działalnością na wiosnę, a teraz, jesienią? Pozyskane środki finansowe obroniły przed upadkiem wiele instytucji i firm, a teraz kto je obroni? Czy mogą ratować bez końca? Miejmy nadzieję, że te instytucje i firmy przetrwają. Czy jednak są w stanie w tym samym czasie dbać o zmiany architektoniczne, komunikacyjne i szkoleniowe dla poprawy obsługi osób z niepełnosprawnościami, wykonywać różnorodne prace związane z koniecznością dostosowania swojego obiektu, ich otoczenia i szkolić w tej dziedzinie swój personel? Jak już wspomniałem, nie chodzi jednak wyłącznie o tę kwestię. W gruncie rzeczy zatrzymało się mnóstwo ważnych inicjatyw i spraw. Słyszymy, że wielkie inwestycje infrastrukturalne trwają – dobrze, że chociaż to. Nie przerwano prac na budowach, zarówno wielkich (państwowych i samorządowych), jak i mniejszych (prywatnych). Jeśli od wielu miesięcy nie możemy realizować swoich nawyków i przyzwyczajeń, ugruntowanych przez lata codziennych zachowań, to jak ocenić odchodzący rok? Można powiedzieć, że nie ma przecież nakazu robienia zakupów, finalizowania wcześniej zaplanowanych przedsięwzięć, zmian, na przykład remontów, umeblowania, tyle że gdy uwzględnimy fakt, iż tych obostrzeń i zaniechań musi być aż tak dużo, to czas na twarde postawienie następującej tezy: od 8 miesięcy żyjemy nienormalnie – zupełnie inaczej niż wcześniej. Spójrzmy na poszczególne elementy naszej codzienności. Naszej, to znaczy przeciętnej polskiej rodziny. To, że dzieci, młodsze czy starsze, nie mogą chodzić do szkoły czy na uczelnię, zmienia nasze życie w sposób zasadniczy. Niespodziewanie okazuje się, że ludzie nie lubią, kiedy inni, nawet najbliżsi, są zbyt blisko. Tymczasem w mieszkaniach, załóżmy 3-pokojowych, w czasie lekcji w szkołach i w godzinach pracy, w domu gnieżdżą się wszyscy naraz. Mama pracuje zdalnie i dzieli czas pomiędzy zajmowaniem się domem, a więc przygotowaniem śniadania, porządkami, pomocą dzieciom w nauce i codziennych czynnościach, zakupami i wykonaniem zawodowej pracy, którą realizuje przy komputerze. Ojciec dosyć podobnie. On też nie może pojechać do pracy i siedzi przy komputerze. Którym? Ten, przy którym pracuje mama jest zajęty! Mają kupić drugi, czy pracodawca udostępni swój? W innym pokoju uczą się dzieci. Często jest ich dwoje. Mają komputer, ale czy dwa? Które dziecko ma mieć dostęp do tego jedynego? Może należy zakupić kolejny komputer? Ile tych urządzeń mają mieć w jednym mieszkaniu? Rodzina w jakiś sposób musi rozwiązać te kłopoty, ale kiedy to uczyni, czekają na rozwiązanie kolejne. Co z zakupami? Kto ma je robić? Czy można zrobić poważniejsze zakupy, wymagające jeżdżenia do różnych sklepów czy firm, oglądania i wybierania. Takie zakupy robi się razem. Trudno zgodzić się na to, że decyzje dotyczące większych wydatków podejmie ktoś jednoosobowo. Czy mamy robić jedynie podstawowe zakupy: pieczywo, wędlina, mięso, sery, warzywa, owoce, środki czystości...? Co z całą resztą? Czasem trzeba przecież kupić coś w sklepie meblowym, elektronicznym, elektrycznym, odzieżowym, w kiosku i księgarni! Gdy weźmiemy pod uwagę współczesne przyzwyczajenia, czasem trzeba wyjść z domu do restauracji i zjeść na przykład po włosku, meksykańsku czy chińsku. Nie zawsze chcemy spędzać czas w kuchni by szykować posiłek osobiście. Ba, można zamówić pizzę do domu, ale czy to jest to samo? A inne obiady? Ich nie da się smacznie zrobić w Internecie! Można kupić internetowo książki i wiele innych towarów. To dobrze, wielka wygoda, ale czy to wystarczy? A co, kiedy nie wiemy jaką książkę kupić, która nam się spodoba? Może wolelibyśmy stanąć przed regałem w księgarni, brać do rąk jedną książkę po drugiej i wyczuć, która zdobędzie naszą sympatię? A kiedy nie potrafimy zamówić internetowo ubrań, obuwia, kosmetyków? Jak mamy zamówić nową wodę po goleniu albo perfumy, kiedy poprzednie się skończyły? Jak można powąchać nowy zapach przez Internet? A sprzęt AGD lub RTV? Czy każdy chce wybrać coś odpowiedniego nie oglądając i nie sprawdzając jakości? Czy wystarczy przeczytać o nich informacje publikowane na stronach? Od dłuższego czasu nie można realizować corocznych spotkań czy to rodzinnych, czy zawodowych i związanych z w działalnością społeczną. Rozwinęły się narzędzia służące do organizowania spotkań zdalnych, ale przecież to nie to samo. Gdy chodzi o dyskusje, telerozmowy mogą wystarczyć, ale dla szkoleń i zajęć, na przykład rehabilitacyjnych, na pewno nie. Jak nauczyć nowo ociemniałą osobę chodzenia z białą laską, kiedy można to robić jedynie telefonicznie i teleinformatycznie? Nasza Fundacja realizuje różne projekty rehabilitacyjne i – nie ma co ukrywać – robimy to tak samo starannie, solidnie, jak w sposób bardzo ograniczony. Wystarczy przypomnieć nasze regionalne spotkania organizowane w ramach Konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND. W tym roku zasiadamy przed monitorami – jedni zwykłymi, inni brajlowskimi – i łączymy się za pośrednictwem stosownej aplikacji. Sam wygłosiłem kilkanaście referatów, a fizycznie byłem jedynie w Kielcach. Czy to jest to samo? Otóż nie. Jak we wszystkim, są tu także pewne zalety, ale wyraźnie przeważają wady. Jakie zalety? Może sposób realizowania tych prelekcji ułatwia poruszanie trudniejszych tematów. Nawet jednak to nie rekompensuje strat. Jeśli są takie tematy, które nieco łatwiej poruszyć, kiedy się jest kilkaset kilometrów dalej, zapewne powinno się je pominąć. To oczywiście dyskusyjna teza. Warto się zastanowić. Czy tematy, o których chce się mówić zdalnie, ale nie bezpośrednio, są warte poruszenia? Mamy do czynienia z rozmaitymi konsekwencjami społecznego dystansu, do jakiego zmusił nas koronawirus. Ludzie nie mogą wykonywać różnych czynności, do których przywykli, stopniowo coraz bardziej się nudzą, za czym idzie chęć odreagowania. Wyciszenie i zamknięcie w domu, rzadkie kontakty z innymi mogą zaowocować frustracją i buntem. Nie musieliśmy długo czekać na takie reakcje. W wielu krajach doszło do zamieszek. Często nie są zasadne. Różne realne problemy o niewielkiej ważności nabrały mocy. Ku zaskoczeniu władz stały się najważniejsze dla wielu obywateli. Kiedy są rzeczywiście poważne i gnębią świat od dawna, trudno się dziwić buntownikom. Kiedy jednak mają znaczenie marginalne, mało kto wie, w jakim celu wybuchły. I tak, zamiast cieszyć się realizacją wcześniejszych planów, oprócz problemów związanych z codziennością nie mamy szans na oderwanie się od negatywnych wiadomości. W zasadzie nie powinniśmy włączać telewizorów, radioodbiorników, Internetu, ponieważ w innym przypadku zaraz usłyszymy, jak na całym świecie, a także w Polsce jest niebezpiecznie, jacy jesteśmy niesprawiedliwi dogadzając jednym i żałując dóbr drugim, jak źle ułożyliśmy sobie stosunki społeczne. Dowiemy się, że to wszystko wymaga rewolucyjnych zmian, więc dla ich dokonania pewna część społeczeństw musi niszczyć zabytki, pomniki, kościoły, sklepy, a nawet czyjeś auta, zaparkowane na ulicach miast. Uf, co za czas! W tej niespokojnej atmosferze mają przyjść do nas Święta i Nowy Rok. Ba, jak się one nam udadzą? Może i w ich trakcie, zamiast się nimi cieszyć, zajmiemy się kolejnymi złymi wiadomościami, sprokurowanymi przez ludzi nastawionych do rzeczywistości opozycyjnie, a nawet rewolucyjnie! Na wszelki wypadek kolportujemy nasz Help i mamy nadzieję, że miło pobędzie w Państwa rękach oraz przed Państwa oczami, opuszkami palców lub uszami. Opowiadamy tutaj zarówno o utrudnieniach charakterystycznych dla obecnej sytuacji, jak i o fenomenie świąt, na które czekamy z radością – mimo wszystko. *** II. Aktualności i wydarzenia Wirtualny asystent dla osób niewidomych SEMI DEMO DAY Warsaw Booster’20 już za nami – podsumowano pierwszy etap konkursu. W trakcie wydarzenia, spośród 20 startupów zakwalifikowanych do konkursu, wybrana została najlepsza dziesiątka – informuje portal mir.org.pl. Jury, w skład którego weszli przedstawiciele Urzędu m.st. Warszawy, przedstawiciele operatorów programu – Fundacji Mobile Open Society Through Technology – MOST, Fundacji Startup Hub Poland i Fundacji Koalicji na rzecz Polskich Innowacji, a także partnerzy tegorocznej edycji konkursu, wytypowało do zwycięskiej dziesiątki m.in. projekt The Compass. Jest to bodaj pierwszy na świecie inteligentny, wirtualny asystent, który precyzyjnie prowadzi osoby niewidome i niedowidzące we wnętrzach obiektów użyteczności publicznej – w centrach handlowych, na lotniskach, dworcach, na uczelniach, w urzędach, na stadionach itp. Tegoroczna edycja konkursu odbywała się online. Podczas transmisji widzowie mogli obejrzeć dwadzieścia prezentacji startupów. Zaproponowane przez ich twórców rozwiązania będą w przyszłości wspierać innowacyjne kształtowanie Warszawy, m.in. w zakresie medycyny, infrastruktury, elektromobilności czy bezpieczeństwa. Finał konkursu już 21 grudnia tego roku. Na zwycięskie startupy czekają trzy nagrody, także finansowe – 40, 30 i 12,5 tys. zł. Zwycięstwo z tylnego siodełka Mniej więcej do piętnastych urodzin żyłam jako osoba pełnosprawna. Wzrok pogarszał mi się stopniowo. To choroba Stargardta, czyli młodzieńcze zwyrodnienie plamki żółtej – powiedziała Dorocie Witt, autorce artykułu na portalu plus.nowosci.com.pl, Angelika Biedrzycka. W tandemowym duecie z Edytą Jasińską, wraz z Adamem Brzozowskim i Kamilem Kuczyńskim, zdobyła w tym roku wicemistrzostwo świata w parakolarstwie torowym. Na torze w Pruszkowie, gdzie odbyły się niedawno XX Kolarskie Mistrzostwa Polski Niewidomych i Słabowidzących, z Edytą Jasińską zostały trzykrotnymi mistrzyniami. Permanentna utrata ostrości widzenia nie przeszkadza sportsmence żyć pełnią życia i walczyć na torze. Pracuje na pełnym etacie i trenuje. Kolejna mistrzyni życiowa i sportowa to Karolina Rzepa. Jest niewidoma, ma jedynie poczucie światła w prawym oku. Na tych samych zawodach w Pruszkowie zdobyła trzy brązowe medale w tandemie z Agnieszką Sikorą. Jest też medalistką mistrzostw Europy i mistrzostw Polski w bowlingu. Na co dzień pracuje w fitness klubie jako masażystka. Obie panie reprezentują Pomorsko–Kujawski Klub Kultury Fizycznej Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Łuczniczka” Bydgoszcz. Dorota Witt przedstawia w swoim tekście na portalu sylwetki wielu jeszcze, dzielnych, niewidomych sportsmenek. Wózkowy savoir vivre Kilka cennych uwag, jak ułatwić funkcjonowanie w przestrzeni publicznej osobom poruszającym się na wózkach inwalidzkich, daje w tekście sygnowanym literami „AK” portal ox.pl. Po pierwsze – drzwi i podjazdy w budynku powinny być zawsze otwarte, by ułatwić dostęp osobom poruszającym się na wózku. Po drugie – wózek, podobnie jak laska lub pies przewodnik w przypadku osoby niewidomej, stanowi dla osoby poruszającej się na nim element jego własnej, najbliższej przestrzeni, nie należy więc opierać się na wózku, traktować wózka jak wieszaka na płaszcz lub miejsca np. na umieszczenie szklanki. Nie wypada pchać i dotykać wózka. Po trzecie – rozmawiając z osobą poruszającą się na wózku, powinno się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy na zbliżonym poziomie, warto więc np. usiąść na krześle zamiast stać. Po czwarte – pracodawca, który zatrudnia osobę poruszającą się na wózku, powinien umieścić jak najwięcej przedmiotów w zasięgu jej rąk i usunąć przedmioty stanowiące przeszkody na jej drodze. Po piąte – należy udostępnić w firmie zatrudniającej osobę na wózku, przystosowaną do jej potrzeb toaletę – jeśli toaleta publiczna jest niedostępna. Po szóste – zanim udzieli się jakiejkolwiek pomocy typu pchanie wózka, otwarcie drzwi itp., warto zapytać osobę na wózku o to, w jaki sposób można jej pomóc. Zasadniczo ta ostatnia zasada powinna być pierwszą. Częstochowscy policjanci będą się porozumiewać z osobami niesłyszącymi za pomocą specjalnych piktogramów Fundacja Eltrox przekazała funkcjonariuszom częstochowskiej policji tablice z piktogramami prezentującymi podstawowe polecenia w języku migowym, umożliwiające porozumiewanie się z osobami niesłyszącymi. Tablice zostały wydrukowane w ramach kampanii „Bezpieczeństwo bez barier”, której głównym celem jest poprawa bezpieczeństwa osób z niepełnosprawnością – czytamy na portalu czestochowskie24.pl. Piktogramy zawierają kilkanaście standardowych poleceń, wydawanych podczas zatrzymań i rutynowych kontroli, m.in. proszę wysiąść z samochodu, proszę okazać dowód rejestracyjny itp. Kody kreskowe pomagają osobom niewidomym w robieniu zakupów Rzetelne i wiarygodne dane z bazy produktowej GS1 Polska eProdukty wspierają polską aplikację Asisto do rozpoznawania produktów dla konsumentów z niepełnosprawnością narządów wzroku – donosi portalspozywczy.pl. Asisto jest mobilną aplikacją stanowiącą osobistego, wirtualnego asystenta dostosowanego do potrzeb osób z dysfunkcjami wzroku. Algorytmy sztucznej inteligencji sprawiają, że aplikacja dokładnie lokalizuje i identyfikuje produkty na półkach sklepowych, korzystając z nowoczesnych modeli interpretacji obrazu. Dzięki temu osoba niewidoma nie wymaga udziału osoby trzeciej podczas robienia zakupów. Tym samym niweluje się jedną z barier dostępności. – W naszym rozwiązaniu kierowaliśmy się przede wszystkim zasadą, żeby proces nie wymagał angażowania żadnych osób trzecich. Bez względu na to czy jest to bliski przyjaciel, pracownik galerii, czy przypadkowy wolontariusz, osoby z niepełnosprawnością mogą czuć się skrępowane w takiej sytuacji. Nasz pomysł wykorzystuje najnowszy postęp technologiczny, który w przeciągu kilku ostatnich lat stworzył nowe możliwości w dziedzinie zautomatyzowanego rozpoznawania obiektów na zdjęciach. Z jego pomocą redefiniujemy obszar konsumencki, żeby w większym stopniu włączał osoby niewidome lub niedowidzące w społeczeństwo – powiedział portalowi Mikołaj Sienkiewicz, jeden z twórców aplikacji, student informatyki na Wydziale Informatyki i Telekomunikacji Politechniki Poznańskiej. Być jeden dzień osobą niewidomą Filip Chajzer, dziennikarz stacji telewizyjnej TVN, na własnej skórze postanowił przekonać się, jak wygląda codzienność osób niewidomych. W tym celu wybrał się między innymi na wystawę, podczas której zwiedzał z niewidomym przewodnikiem mieszkanie pogrążone w kompletnych ciemnościach. Jak odnalazł się w sytuacji osoby niewidomej? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy na portalu dziendobry.tvn.pl. Oprowadzany po mieszkaniu, tak skomentował to przedsięwzięcie – Wrażenie jest straszne. Coś się dzieje dookoła mnie, nie widzę tego. Jest totalnie czarno, czuję się trochę zagrożony. Następnym zadaniem był fechtunek z zawiązanymi oczami. Po drugiej stronie niewidomy Jacek. Trafień Chajzera nie było, za to odebrał kilka bolesnych trafień przeciwnika. Kolejne wyzwanie to wędrówka po ulicach Warszawy z zawiązanymi oczami, znów w towarzystwie niewidomego Jacka. Dziennikarz bardzo szybko zboczył z chodnika na ruchliwą jezdnię, a następnie natknął się na przeszkodę na środku trotuaru i zapytał – co to jest i dlaczego stoi na środku? Towarzyszący mu Jacek wyjaśnił – betonowy słupek. Oczywisty w tej sytuacji był apel do miejskich urzędników odpowiedzialnych za stawianie takich zapór. I ostatnie wyzwanie, autobus komunikacji miejskiej. Pytanie niewidomego Jacka o numer autobusu pada w próżnię. Dopiero po dłuższej chwili słychać odpowiedź pasażera z wnętrza pojazdu. Trwa to na tyle długo, że w normalnych warunkach autobus dawno odjechałby bez pytającego. Na zakończenie apel niewidomego Jacka – Chodzi o to, żeby ludzie nauczyli się postrzegać, że jesteśmy zwykłymi ludźmi. Czasami mamy tylko potrzebę, żeby ktoś nam coś podpowiedział lub odpowiadał na pytania w autobusie. Wydaje się, że to bardzo niewiele, zważywszy na problemy z jakimi na co dzień muszą się zmagać osoby niewidome. *** KONKURS REHA 2020 Podczas ostatniego spotkania naszego środowiska zorganizowanego w ramach tegorocznej konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND, ogłosiłem mikołajkowy konkurs z nagrodami pieniężnymi, w którym mogli wziąć udział po prostu wszyscy. Był on związany z samą konferencją REHA oraz moimi wystąpieniami wygłoszonymi w jej trakcie. Miało być wspaniale: 16 spotkań regionalnych w stolicach województw i finalne w Warszawie. W zasadzie udało się nam przede wszystkim to ostatnie. Spotkania regionalne zostały przełożone z wiosny i okresu przedwakacyjnego na jesień. Kiedy zabieraliśmy się do ich organizacji w marcu, wybuchła epidemia. Jak się okazało, jej pierwsza fala była niczym w porównaniu z drugą, ale wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy. Przenieśliśmy je w przekonaniu, że jesienią będzie łatwiej. Zależało nam na tym, by nasi beneficjenci i ich otoczenie mogli się ze sobą spotkać. Nic z tego. Im dalej, tym trudniej. Dlaczego udała się nam REHA w Warszawie? Dni od 11 do 14 września okazały się najbezpieczniejszymi od czasu początku epidemii. Przybyło do nas ponad tysiąc osób! Już mieliśmy realizować to spotkanie jedynie w formie on-line, kiedy nasi beneficjenci dali znać, że jednak chcą przyjechać. Niestety nie mogli przybyć na jesienne spotkania regionalne. Odbyły się więc jedynie on-line za pośrednictwem Internetu. Wygłaszałem prelekcje pełne różnorodnych refleksji na temat: „XXI wiek jak XX, czy jak XXII?” Uznałem za ważne by przekonać moich słuchaczy, że marzenia dotyczące tego jak niewidomi, a szerzej wszyscy niepełnosprawni, mają żyć w XXII wieku, należy urzeczywistniać już teraz. Im prędzej tym lepiej. Opowiadałem więc o świecie, w którym niewidomi i niedowidzący nie muszą się prosić o pomoc, lecz ją po prostu otrzymują. W takim świecie nie tylko okuliści przywracają wzrok, ale także będzie nieskrępowany niczym dostęp do pomocy i dofinansowań tak, żeby wszyscy potrzebujący mogli dysponować urządzeniami niwelującymi skutki niepełnosprawności. Tak sympatycznie mi się opowiadało, otrzymywałem tyle miłych słów i ocen, że na fali euforii ogłosiłem ten świąteczny, mikołajkowy konkurs. Kiedy to piszę, dopiero się rozkręca, ale kiedy Wy to czytacie, jest już po ogłoszeniu jego zwycięzców, postanowiłem więc opublikować pytania, na które należało odpowiedzieć. Oto one wraz z odpowiedziami: Prosimy podać dokładną datę utworzenia Fundacji Szansa dla Niewidomych, nie zważając na fakt zmiany jej nazwy kilka lat temu – (1 punkt za poprawny rok, kolejny 1 za miesiąc i 1 za dokładny dzień): 10 stycznia 1992. Kto był pierwszym Prezesem Zarządu tej fundacji – imię i nazwisko? – (1 punkt za nazwisko i 1 za imię): Jacek Kwapisz. Kto był jej drugim Prezesem – imię i nazwisko? – (jak wyżej): Marek Kalbarczyk. Kto jest aktualnym Prezesem Fundacji – imię i nazwisko? – (jak wyżej): Malwina Wysocka-Dziuba. Prosimy podać pełną nazwę tegorocznej REHA – (1 punkt): REHA FOR THE BLIND IN POLAND – Światowe Spotkanie Niewidomych, Słabowidzących i Ich Bliskich – Świat dotyku, dźwięku i magnigrafiki. Prosimy podać temat przewodni tegorocznej REHA – (1 punkt): Wykształcenie i aktywność Twoją Szansą. Ile paneli dyskusyjnych i prelekcji wygłoszono podczas drugiego dnia Konferencji REHA w dniu 12 września 2020? – (1 punkt za liczby w przedziale 32 do 38 i dodatkowy punkt punkty za poprawne 35): 35. Jaki produkt został wyróżniony tytułem IDOL w roku 2019? – (1 punkt): mówiące, komputerowe, brajlowskie szachy firmy Altix. Prosimy podać imię i nazwisko szefa Światowej Unii Niewidomych (World Blind Union WBU) – (1 punkt za imię i 1 za nazwisko): Fredric Schroeder. Ile konferencji regionalnych REHA zorganizowała Fundacja Szansa dla Niewidomych w tym roku? – (1 punkt za liczbę 16): 16. Prosimy wymienić wykonawców koncertu „Jesteśmy razem” w dniu 11 września 2020 r. – (1 punkt za każdego wykonawcę, a były 4 zespoły/wykonawców): Naira Ayvasyan, Patryk Matwiejczuk kwartet, Sarsa i Zakopower. Podczas której REHA regionalnej mieliśmy okazję wysłuchać koncertu/jamu z udziałem Wojciecha Maja? – (1 punkt): Kielce. Kto jest kierownikiem tyflopunktu Fundacji w Opolu – imię i nazwisko? – (1 punkt za imię i 1 za nazwisko): Ilona Nawankiewicz. Prosimy podać pełen tytuł książki Marka Kalbarczyka o obrazach i życiu niewidomych bez ich oglądania – (1 punkt za tytuł): „Obrazy, które gdzieś hen uciekły”. Czy Janusz Mirowski jest członkiem Rady Fundatorów/Fundacji? – (1 punkt): nie jest. Prosimy podać tytuł fundacyjnego, dotacyjnego konkursu, który organizowaliśmy już kilka razy z pulą nagród 10 tys. zł, a który będzie zorganizowany niedługo już po raz czwarty – (1 punkt): „Jestem lepszy od…” Prosimy podać nazwę projektu rehabilitacyjnego, dotyczącego usamodzielniania osób z dysfunkcją wzroku, który aktualnie realizuje Fundacja – (1 punkt): „Droga do samodzielności…” Czy Fundacja realizuje więcej niż 25 projektów rocznie w ostatnich kilku latach? – (1 punkt): tak. Jaki był temat przewodni prelekcji Marka Kalbarczyka, wygłoszonych podczas konferencji regionalnych oraz centralnej REHA? – (1 punkt): „XXI wiek jak XX, czy jak XXII? – niewidomi i słabowidzący chcą widzieć i wiedzieć jak najwięcej”. Czy Fundacja zatrudnia aktualnie więcej niż 50 osób? – (1 punkt): nie. Fundacja Szansa dla Niewidomych funduje nagrody: dla zwycięzcy 300 zł, za zajęcie drugiego miejsca 200 zł, trzeciego – 100 zł, a za zajęcia miejsc od czwartego do dziesiątego po 50 zł. Kiedy piszę te słowa, mam nadzieję, że w konkursie weźmie udział wiele osób. Mam też nadzieję, że wygrane zostaną przeznaczone na jak najlepsze cele i będą cieszyły ich odbiorców. *** Podkarpackie wspomnienia z warszawskiej REHY 2020 Elżbieta Markowska Inauguracja w Pałacu Kultury i Nauki oraz koncert „Jesteśmy razem” Pierwszy dzień rozpoczął się inauguracją zorganizowanego z rozmachem wydarzenia, jakim była niewątpliwie XVIII edycja REHA FOR THE BLIND IN POLAND 2020 Światowe Spotkanie Niewidomych, Słabowidzących i Ich Bliskich, w tym roku pod hasłem: „Wykształcenie i aktywność Twoją Szansą.” Od początku zaczęło się obiecująco. Piękna stolica przywitała nas bowiem bardzo przyjaźnie, zarówno jeśli chodzi o warunki atmosferyczne – słoneczna pogoda nie opuszczała nas przez całe 4 dni pobytu, jak i zakwaterowanie oraz miejsca, gdzie mieliśmy okazję przebywać. Nasza podkarpacka grupa rozpoczęła z impetem swój pobyt kierując pierwsze kroki do Marmurowej Sali w Pałacu Kultury i Nauki. Sam budynek mierzy 237 metrów1, przez co wśród zabytków w Polsce pod względem osiągniętej wysokości plasuje się na pierwszym miejscu. Również wnętrza wzbudzają zachwyt. To tutaj, siedząc otoczeni marmurowymi ścianami i mając pod stopami mozaikową podłogę, wsłuchiwaliśmy się wspólnie z beneficjentami Fundacji w słowa płynące z głośników. Najpierw wystąpienia otwierające konferencję, później interesujące referaty merytoryczne. Z nadzieją przyjęliśmy słowa Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, Ministra Pawła Wdówika, zapowiadające zmiany w systemie wsparcia osób z niepełnosprawnościami. Osobiste doświadczenia, którymi podzielił się podczas konferencji niewidomy Pan Andrey Tikhonov utwierdziły nas w przekonaniu, że wykształcenie i aktywność są szansą dla każdego człowieka. Nie zabrakło perspektyw związanych z nowoczesną medycyną w zakresie wykorzystania komórek macierzystych przedstawionych podczas prelekcji Profesor Leonory Bużańskiej. To tylko kilka przykładów spośród wielu innych prelekcji wygłoszonych podczas konferencji. Niezwykle ważnym momentem dla nas i naszych uczestników z południa Polski okazał się czas uroczystego ogłoszenia wyników krajowego etapu konkursu IDOL 2020. Z naszego podkarpackiego podwórka w kategorii Edukacja wyróżnienie za zajęcie pierwszego miejsca otrzymało Biuro Osób Niepełnosprawnych Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Państwowa Uczelnia Zawodowa w Tarnobrzegu za zajęcie trzeciego miejsca. Ponadto w kategorii Media na drugim miejscu uplasowało się Radio Leliwa. Osobista obecność przedstawicieli wymienionych instytucji i radia podczas konferencji podkreśliła aprobujący wydźwięk promowania pozytywnych postaw w społeczeństwie. Zaangażowanie wymienionych laureatów w sprawy środowiska osób z niepełnosprawnością zostało dostrzeżone przez internautów i docenione podczas konferencji. Ich aktywność i obecność spotkały się z dużym aplauzem zgromadzonej publiczności. Na zakończenie dnia przenieśliśmy się jeszcze do Sali Ratuszowej, gdzie czekała nas prawdziwa uczta dla uszu. Wszechstronnie uzdolniona, wykonująca repertuar operowo-operetkowy Naira Ayvazyan, klasyczny Patryk Matwiejczuk kwartet, przedstawicielka alternatywnego popu Sarsa czy folkowy Zakopower tworzący muzykę z elementami rocka i jazzu – tutaj każdy znalazł coś dla siebie. Wsłuchując się na żywo w dźwięki rozchodzące się po klimatycznej Sali Pałacu Nauki i Kultury uczestnicy ekspresyjnie reagowali, pod koniec dając się ponieść na fali muzyki i śpiewając wspólnie z Zakopower, niekiedy tuż przy scenie, największe hity zespołu takie jak „Boso” czy „Bóg wie gdzie”. Dostępność przestrzeni publicznej i Centrum Nauki Kopernik Drugi dzień przywitaliśmy w dobrze nam już znanym Pałacu Kultury i Nauki, gdzie w pięknej Sali Stefana Starzyńskiego wzięliśmy udział w panelach na temat dostępności przestrzeni publicznej. Zagadnienie wręcz newralgiczne dla środowiska osób z niepełnosprawnościami, a w świetle realizowanego programu „Dostępność Plus” i wprowadzonej w 2019 roku „Ustawy o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami” bardzo na czasie. Mnóstwo wiedzy w teorii i praktyce przekazali nam i uczestnikom prelegenci, między innymi Pan Sławomir Seidler przybliżył nam oznaczenia dotykowe, co było szczególnie cenne, gdyż odwoływał się do własnych doświadczeń z pracy i życia codziennego. Kolejnym punktem programu była wystawa w Centrum Nauki Kopernik. Nowości technologiczne, wystawa „Świat dotyku i dźwięku”, prezentacja działalności organizacji pożytku publicznego spotkały się z dużym zainteresowaniem naszych uczestników. Nie zabrakło również czasu na chwilę relaksu i wytchnienia dla naszych umysłów. Tak więc niektórzy, spragnieni dalszego poznawania Centrum Nauki Kopernik, odkrywali tajemnice jego ogrodu na dachu. Znaleźli się również chętni na skorzystanie z uroków wiślanych bulwarów. Pojawiły się także sentymentalne powroty do wspomnień z wcześniejszych wizyt w stolicy, które znów ożyły w pamięci naszych uczestników. Świątynia Opatrzności Bożej, miejskie ZOO i Muzeum Powstania Warszawskiego Niedzielny poranek rozpoczęliśmy od możliwości duchowego wzbogacenia, a mianowicie Mszą Świętą w intencji niewidomych, słabowidzących i ich bliskich w Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Nietypowy kształt bryły betonowego kościoła zbudowanego na planie krzyża greckiego z miedzianą kopułą wzbudzał zainteresowanie wśród uczestników jeszcze w autokarze, gdy zbliżaliśmy się do celu Alejami Wilanowskimi. Niektórzy, jak Pani Irenka, byli szczególnie zadowoleni z możliwości pobytu po raz pierwszy w jednej z najnowszych warszawskich świątyń. Po duchowych doznaniach przyszedł czas na poznawanie kolejnych miejsc na turystycznej mapie stolicy. Na pierwszy rzut udaliśmy się do Miejskiego Ogrodu Zoologicznego znajdującego się, ku naszemu zdziwieniu, w centrum Warszawy, w dzielnicy Praga-Północ. „Zanim nadejdą czasy, kiedy ogrody zoologiczne staną się niepotrzebne, a zwierzęta wrócą do swoich naturalnych środowisk, będziemy dla nich domem. Najlepszym z możliwych.”2 – tak brzmi misja warszawskiego ZOO, a jego rozmiary są naprawdę imponujące. Na przestrzeni 40 ha mieszka ponad 12 000 zwierząt – przedstawicieli około 500 gatunków3. Niektórzy uczestnicy potrzebowali sporo czasu, by odnaleźć wśród domowników Ogrodu swoich zwierzęcych ulubieńców. Pani Marta czy Pan Bogdan obrali sobie za cel afrykańskiego słonia Leona o największych rozmiarach w stadzie. Inni, jak Pan Paweł, z zainteresowaniem i bez cienia strachu kierowali się w stronę terrarium. Różnorodne odgłosy dało się słyszeć z ptaszarni, a przyjazne alpaki czy urocze pingwiny wzbudzały sympatię większości przyjezdnych. Takie miejsca to również bogate źródło wiedzy. Kto z nas wcześniej mógł przypuszczać, że dostojne, różowe flamingi stoją na jednej nodze, bo dzięki takiej pozycji tracą mniej ciepła w wodzie? Albo że kangur rudy w razie niebezpieczeństwa potrafi skoczyć 3 metry wzwyż i ponad 8 metrów w dal? Co niezwykle istotne, podczas takiego spaceru można dotykiem poznać mieszkańców Ogrodu dzięki znajdującym się tutaj rzeźbom z brązu przedstawiającym zwierzęta. Wraz z tabliczkami opisowymi w alfabecie Braille’a oraz dźwiękowym planem ZOO stanowią element ścieżki ułatwiający zwiedzanie Ogrodu i dający możliwość poznawania poszczególnych gatunków zwierząt osobom z dysfunkcją wzroku. Reasumując, ta wielka, zielona wyspa w środku miasta pozwoliła nam wypocząć pośród pięknej przyrody i obserwacji bogatego wachlarza zwierząt. Muzeum Powstania Warszawskiego to miejsce, obok którego nie sposób przejść obojętnie i nasza podkarpacka grupa w tym dniu również tego nie uczyniła. Ta instytucja kultury umieszczona w dawnej elektrowni tramwajowej, zabytku architektury przemysłowej z początku XX wieku, jest bardzo ważnym punktem na historyczno-turystycznej mapie Warszawy. Zamysłem twórców tego miejsca było oddanie hołdu bohaterom walczącym i ginącym za wolną Polskę i jej stolicę, w szczególności podczas wydarzeń 1944 roku, a także pokazanie następnym pokoleniom Polaków sensu tamtych działań. „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać” – głosi motto nad drzwiami prowadzącymi do wnętrza Muzeum. Słowa jakże ważne, wypowiedziane przez wybitną postać minionych czasów, Jana Stanisława Jankowskiego – Delegata Rządu na Kraj do 1945 roku. Duże wrażenie sprawił znajdujący się na początku trasy zwiedzania stalowy monument, który – jak się później okazało – przechodzi przez wszystkie kondygnacje budynku będąc sercem tego miejsca. Na jego ścianach zostało wyryte kalendarium Powstania, a dobiegające z niego wyraźne brzmienie bijącego serca jest symbolem życia Warszawy w tamtych czasach. Zbiory Muzeum są imponujące – ponad 30 tysięcy eksponatów zlokalizowanych na trzech kondygnacjach (parter, antresola, piętro). W budynku znajduje się również winda. Wydarzenia historyczne ukazane w sposób chronologiczny prowadzą przez poszczególne sale. Wszystko to z zastosowaniem nowoczesnych technik wizualnych, dzięki którym jest możliwe oddziaływanie obrazem, światłem i dźwiękiem na zmysły odbiorców, co z pewnością pozwala w inspirujący sposób opowiadać o historii i patriotyzmie. Właśnie dzięki takiej interaktywnej i narracyjnej formie ekspozycji uczestnicy wyjazdu z Podkarpacia mogli wczuć się w dramatyczną sytuację ówczesnej Warszawy i walczących Powstańców. Wystawa Akcja „Burza”, sala Małego Powstańca, replika niemieckiego bunkra zdobytego przez walczących czy radiostacji „Błyskawica” to tylko nieliczne przykłady z bogatych zbiorów mieszczących się w Muzeum. Niejeden z uczestników wyjazdu z nutą nostalgii powrócił do wspomnień z przeszłości swojej rodziny, jak na przykład Pan Bogdan przy ekspozycji „Łączność”, w której wykorzystano alfabet Morse’a cofnął się pamięcią do przodka posługującego się tym kodem. Manifestacja i Łazienki Królewskie W ostatni dzień podkarpacka grupa ochoczo udała się na manifestację ph. „My nie widzimy nic, a Wy – czy widzicie nas?” Uczestnicy wyjazdu nie przyjechali bowiem do Warszawy na próżno. Chcieli przedstawić swoje postulaty. Rozpoczynając pochód od Placu na Rozdrożu, doszliśmy Alejami Ujazdowskimi pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Po dotarciu do celu, Przewodniczący Rady Fundatorów Fundacji Szansa dla Niewidomych, Marek Kalbarczyk, zwrócił się do zgromadzonych z pytaniem „Czy jesteście zadowoleni z wydarzeń, które przeżyliście w Warszawie podczas tej edycji konferencji?. W odpowiedzi posypały się oklaski oraz słowa aprobaty od wszystkich zebranych z Panią Wiesią na czele, która przyznała: „jeszcze bardziej jak w tamtym roku”. W dalszej wypowiedzi Pan Marek przypomniał, że „nasze Środowisko jest liczne, statystyki są różne, ale w Polsce żyje od miliona dwustu tysięcy do dwóch milionów siedmiuset tysięcy osób, które odczuwają na co dzień problemy ze wzrokiem”. Ze względu na ograniczenia w zgromadzeniach spowodowane epidemią podopieczni rzeszowskiego oddziału Fundacji byli jedną z nielicznych grup z Polski mogącą wziąć udział w wydarzeniu, z czego większość uczestników nie kryła zadowolenia, a Pan Marek podkreślił, że są „wybitnymi, specjalnymi reprezentantami całego gremium konferencyjnego”. Po odczytaniu petycji powstałej z myślą o potrzebach i problemach Środowiska, Pan Bartłomiej z rzeszowskiej grupy pełniący funkcję wiceprezesa Koła Polskiego Związku Niewidomych w Tarnobrzegu z zaangażowaniem przedstawił wcześniej przygotowane postulaty, między innymi w zakresie rezygnacji ze skierowań do lekarzy okulistów dla osób z dysfunkcją wzroku czy większego dostępu do wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne. Petycja została złożona na ręce Zastępcy Dyrektora w Departamencie Spraw Obywatelskich Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Pana Jacka Świderskiego, a my zadowoleni z możliwości aktywnego udziału w manifestacji po jej zakończeniu udaliśmy się do pobliskich Łazienek Królewskich. Założony w XVIII wieku przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego zespół pałacowo-parkowy niewątpliwie zachwyca. W zależności od preferencji uczestnicy udali się na spacery alejkami odkrywając uroki poszczególnych ogrodów: Królewskiego, Romantycznego, Modernistycznego oraz Chińskiego. Wybrani szczęśliwcy, do których należały z pewnością Pani Marta i Pani Irenka, mogli spotkać królewskie pawie. Obowiązkowym punktem dla wielu uczestników było zrobienie sobie pamiątkowego zdjęcia przy znanym na całym świecie pomniku wybitnego polskiego kompozytora, Fryderyka Chopina. A wszystko to przy pięknej pogodzie, ale już z nutką jesiennego zabarwienia, co dało się szczególnie zauważyć na niektórych liściach drzew w Ogrodzie. Zadowoleni i uśmiechnięci z wyjazdu, tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy nasz pobyt w Warszawie. Podsumowując tegoroczną REHĘ centralną w Warszawie i wypowiedzi uczestników mogę stwierdzić, że życzenia „owocnych obrad, wartościowych dyskusji oraz konferencji jeszcze lepszej niż w latach poprzednich”, przekazane podczas otwarcia wydarzenia przez Prezes Fundacji Szansa dla Niewidomych, Malwinę Wysocką-Dziubę, stały się rzeczywistością podczas tych czterech dni i spełniły się w 100%. Oby tak samo było za rok! *** Kujawsko-pomorskie wrażenia i refleksje pokonferencyjne Agnieszka Grądzka-Wadych, Jarosław Wadych Tyflopunkt Fundacji Szansa dla Niewidomych dla województwa kujawsko-pomorskiego mieści się w Bydgoszczy przy ul. Zygmunta Augusta 14, naprzeciw dworca kolejowego Bydgoszcz Główna. Właśnie z tego miejsca w piątek 11 września wyruszyła do Warszawy na konferencję REHA FOR THE BLIND IN POLAND 2020 grupa pod kierownictwem tyflospecjalisty Eweliny Borzyszkowskiej. Kolejnych uczestników zabrano sprzed Dworca Autobusowego w Toruniu, gdzie do autokaru wsiedli również autorzy niniejszego artykułu. Po obiedzie w zajeździe przy trasie, dotarliśmy do stolicy. Przyjechaliśmy przed godziną 14.00, na którą zaplanowano rozpoczęcie Światowego Spotkania Niewidomych, Słabowidzących i ich Bliskich. Ze względu na epidemię COVID-19, uczestnicy z całego kraju zostali rozmieszczeni w kilku salach Pałacu Kultury i Nauki, gdzie również na telebimach mogli śledzić pierwszą część konferencji – oficjalne powitania, wręczanie statuetek nagrody IDOL oraz wykłady. Z naszego województwa Nagrodę IDOL w kategorii Instytucja/Placówka Kultury/Firma odebrał przedstawiciel Niewidzialnego Domu w Toruniu! Placówka ta propaguje wśród widzących wiedzę na temat życia codziennego osób z niepełnosprawnością wzroku. W ciemnościach po Niewidzialnym Domu gości oprowadzają niewidomi. Po pięknym koncercie muzycznym, kończącym pierwszy dzień konferencji, udaliśmy się do Hotelu Bella Vista w dzielnicy Wesoła (osiedle Stara Miłosna). W kolejnych dniach, do poniedziałku, grupa miała okazję uczestniczyć w panelu dyskusyjnym na temat wykształcenia (podczas którego przy pomocy transmisji internetowych wypowiadały się osoby z różnych stron świata), zapoznać się z wystawą sprzętu przydatnego dla niedowidzących i niewidomych, spróbować gry w blind tenisa. Byliśmy na tarasie widokowym z ogrodem na dachu Centrum Nauki Kopernik. Grupa odwiedziła też Wilanów, wykonywała doświadczenia w CNK, a w ZOO mogła się dowiedzieć, że niektóre gatunki zwierząt przetrwały dzięki ogrodom zoologicznym, a nawet zostały wprowadzone z powrotem do natury. W drodze powrotnej nagraliśmy wrażenia i refleksje tych uczestników, którzy chcieli się nimi podzielić. Przedstawiamy pierwszą ich część. Pan Ryszard z Bydgoszczy Pierwszego dnia przewidziano za dużo wykładów, które były przedstawione zbyt naukowo i do zwykłych uczestników konferencji nie przemawiały. Ze względu na epidemię było trochę zamieszania z rozmieszczeniem grup i przemieszczaniem się w związku ze zmianą sal. Gdyby wszystko odbywało się w jednym miejscu, uczestnicy lepiej by to odbierali niż oglądając na telebimie w innej sali, gdzie brakowało bezpośredniego kontaktu z występującymi. Uczestniczyłem pierwszy raz w tej konferencji. W Centrum Nauki Kopernik jest wiele ciekawych rzeczy, ale tam już kiedyś byłem i wiedziałem jak to sobie zorganizować. Poprosiliśmy z koleżanką asystentów, by nas oprowadzono prezentując ciekawsze eksperymenty z uwzględnieniem specyfiki osób słabowidzących, opierających się na wrażeniach bardziej dotykowych niż wizualnych. Była tam miła atmosfera, sympatyczny pan nam pomógł. Potraktowaliśmy sprawę rozrywkowo. Ciekawe były nowości technologiczne prezentowane jako pomoc dla niedowidzących. Jeśli ktoś opanuje dobrze iPhon’a dla niewidomych, to dzięki jednemu urządzeniu ma dostęp do wielu przydatnych funkcji, np. dyktafonu, powiększalnika, skanera z przetwarzaniem tekstu na mowę. Przygotowano szerokie spektrum aplikacji – termometr, czytanie kolorów, EKG – w połączeniu ze smartwatchem, bo musi być czujnik do pulsu. Ja trochę widzę – obszarowo, lunetowo, jednak moja wada się pogłębia. Mam zmiany zwyrodnieniowe siatkówki, które na ten moment są niewyleczalne. Na widzenie ma wpływ ogólny stan zdrowia człowieka – niestety, wielu niedowidzących nie wie o tej zależności. Potrzebny jest nam ruch, sport! Jak nie można ćwiczyć na zewnątrz, to należy korzystać z domowych bieżni, rowerków, orbitreków! Taki dłuższy wysiłek – 1 do 1,5 godziny pozytywnie wpływa na oczy, powoduje lepsze dokrwienie i dożywienie narządów związanych z widzeniem. Jeszcze w zeszłym roku jeździłem na rowerze po 30–50 kilometrów – po przejażdżce przez 2 dni widziałem lepiej. Teraz chodzę na basen. Pani Basia z Torunia Mam chorobę immunologiczną. Jak mi wytłumaczyła lekarka w Bydgoszczy – oko jest jak gąbka – gdy coś złego dzieje się w organizmie, ma to wpływ i na oczy. Szczególnie źle wpływają na wzrok zapalenia stawów, a także inne stany zapalne, np. gdy jestem przeziębiona, to gorzej widzę. Ratują mnie tylko sterydy – gdy wzrok się ogólnie pogarsza, jadę do Wrocławia, gdzie pani doktor podaje mi je do gałki ocznej. W tej chwili jestem po takim zastrzyku. Czas poprawy kształtuje się różnie – czasami wynosi pół roku, rok, półtora roku, a czasami już po 3 miesiącach znów gorzej widzę. Pod wpływem informacji od kolegi o dobroczynnym wpływie ruchu na wzrok, muszę sprawdzić jak na mnie oddziałują ćwiczenia fizyczne pod tym względem. Jeżdżę dużo na rowerze, bo jeszcze na tyle widzę – teraz chcę zwrócić na to uwagę. Pierwszy raz byłam na tej konferencji. Było sympatycznie, chociaż wykłady powinny być bardziej przystępne. Na wystawie technologicznej w Centrum Nauki Kopernik prezentowano ciekawe przyrządy dla osób z wadami wzroku, tylko niestety są one bardzo drogie. Człowiek chciałby się nimi wspomóc, ale ich ceny przerażają! Dobrze, że są dofinansowania i co pewien czas można coś uzyskać. Korzystanie z wielu różnych sprzętów, których obsługi trzeba się nauczyć, to też jest tragedia. Łatwiej, kiedy wiele udogodnień zawiera się w jednym – takim jak iPhone. Trzeba jednak wiedzieć gdzie, co i jak szukać, by o takie urządzenie się starać. – Są organizowane szkolenia, np. przez stowarzyszenie sportowe dla niewidomych i niedowidzących CROSS – było z obsługi smartfonów z systemem Android i dla całkowicie niewidzących z obsługi iPhone’a, bo ma on dobry system mówiący – dopowiada pan Ryszard. – Można sobie dość sprawnie radzić z takimi urządzeniami, jak tu w grupie robi Bartek. Nowy aparat, który ma być niedługo wypuszczony na rynek będzie kosztował około 6 tysięcy złotych. Mało kogo na niego stać, ale można skorzystać z programów dofinansowania – mi będzie ono przysługiwać w przyszłym roku. Aby otrzymać dofinansowanie, trzeba wyłożyć 10 procent kosztów własnych. – Tak, 10 procent – kontynuuje pani Basia. Dzięki temu mam komputer, iPhone’a i urządzenie do czytania książek, bo bardzo je lubię. Natalia Sikora, Papowo Toruńskie Podobało mi się, gdy zwiedzaliśmy – bardziej niż na części oficjalnej i wykładach, gdzie za długo trzeba było siedzieć bez ruchu i słuchać. Pałac i ogrody w Wilanowie oraz inne warszawskie atrakcje są godne polecenia. Interesowały mnie sprzęty z ułatwieniami dla niedowidzących oraz wystawy w CNK. W hotelu Bella Vista mieliśmy bardzo duże łóżka – takie, że kilka osób by się zmieściło i można było dobrze się wyspać! Ogólnie było fajnie! Jestem już trzeci raz na konferencji REHA FOR THE BLIND – dwa razy byłam na wyjeździe organizowanym przez szkołę, gdy jeszcze do niej uczęszczałam. Jak będzie okazja, to znów skorzystam! Teraz może pojadę też do Bydgoszczy na spotkanie regionalne REHA, będę obserwowała pojawiające się informacje na Facebooku. Marcin Młyński, Tczew, od 9 lat stanowi parę z Natalią Podobało mi się na wystawie, gdzie była prezentowana obsługa sprzętów ułatwiających funkcjonowanie osób z wadami wzroku. Jestem zadowolony, że wziąłem udział w tej konferencji. Ciekawie było na wystawach w Centrum Nauki Kopernik. – Okazało się, że część uczestników z naszej grupy zna rodzinę Marcina, bo np. chodzili z jego tatą do szkoły w Owińskach koło Poznania – dopowiada Natalia. Pan Jerzy z Bydgoszczy Pierwszy raz uczestniczyłem w takim wydarzeniu. Duże wrażenie wywarło na mnie to, że można było usłyszeć jak radzą sobie niewidomi i niedowidzący w różnych krajach – osoby znajdujące się w podobnej sytuacji życiowej jak my. Na tle tego, co mówili, Polska według mnie stoi na bardzo wysokim poziomie pomocy pod każdym względem – np. dydaktycznym, sprzętowym. Nie mamy co narzekać – choć chciałoby się więcej. Sam fakt, że można rozmawiać z ludźmi z całego świata to już sukces! Uważam natomiast, że w drugim dniu konferencji w naszej sali za dużo uwagi poświęcono wyłącznie jednemu tematowi. W tym czasie grupa w sali obok miała omawiane bardziej problemy krajowe – mi tego brakowało, bo jeszcze nie wszyscy wiemy jaką pomoc możemy uzyskać. Muszę pochwalić naszą opiekunkę grupy, która prowadziła szczęśliwie nas na różne spotkania tematyczne i rozrywkowe. Chętnie bym się znalazł jeszcze raz na takiej konferencji – może się uda! Super sprawa! Szkoda, że tak mało osób mogło uczestniczyć, ale spotkali się ludzie z różnych stron Polski! Jeśli jeszcze w przyszłości wezmę udział, to może będę bardziej przygotowany, obeznany – teraz niektóre sprawy mnie zaskakiwały. Ja mało widzę – tylko kontury, czytać już w ogóle nie mogę. Mam zwyrodnienie żółtej plamki w bardzo wysokim stopniu zaawansowania choroby. Jestem cały czas pod nadzorem lekarza bydgoskiego. Zauważył u mnie także jaskrę, a następnie zaćmę, której nie można już w tej sytuacji operować. Zabieg, według lekarza, mógłby zaszkodzić. Kiedy pracowałem zawodowo, miałem co roku badania okresowe, m.in. słuchu i wzroku. Niby wszystko było OK, ale w pewnym momencie zaczęło się coś psuć. Pracując przy komputerze musiałem używać coraz mocniejszych szkieł. Poprzez te badania dowiadywałem się o problemach ze wzrokiem. Potem zacząłem się leczyć, najpierw w znanej klinice w Katowicach. Nie jestem całkowicie niewidomy, ale niedowidzący. Mogę powiedzieć, że zdaniem fantastycznych lekarzy okulistów, z którymi miałem kontakt w różnych miejscach kraju, utrata wzroku jest jedną z bardziej kłopotliwych niepełnosprawności, ograniczających działania i aktywność. Uziemia człowieka, tym bardziej gdy się ma już trochę więcej lat. Ludzie młodzi bardziej potrafią znaleźć sobie miejsce w świecie. Osoby starsze, doświadczone trudnymi życiowymi sytuacjami, już nie mają potrzebnej siły przebicia. Pani Barbara mieszkająca w pobliżu Bydgoszczy, przebywająca dużo w tym mieście Chciałam poznać pana Marka Kalbarczyka, którego książki wcześniej czytałam. Spotkałam go – zaprowadziła mnie Ewelina. Na konferencji wszystko było interesujące, tylko przydałoby się trochę więcej wolontariuszy. Często osoby niewidome potrzebowały podprowadzenia, a widzący, którzy im towarzyszyli w grupach, nie mogli pomóc wszystkim naraz. Ci wolontariusze, którzy byli, mogliby sami podchodzić do niewidomych i pytać czy trzeba w czymś pomóc – osoba niewidoma nie jest w stanie rozpoznać wolontariusza, który się nie ujawnia. Jeśli by było ogólnie więcej udogodnień dla osób niepełnosprawnych – np. architektonicznych dla niewidomych, to ludzie ci lepiej by sobie radzili. Udogodnienia te jednak muszą być odpowiednie – skonsultowane z osobami, dla których są przeznaczone! Widzący sam nie jest w stanie wyobrazić sobie dobrze potrzeb człowieka niewidzącego. Tak samo niewidomy nie wyobrazi sobie potrzeb osoby niesłyszącej, bo jest to już inna specyfika niepełnosprawności. Tak jak powiedzieli moi poprzednicy, uważam, że na konferencji powinno być więcej praktycznych tematów dla zwykłego człowieka, który stracił wzrok i jest z tego powodu zagubiony. Dobrze by było, gdyby mógł się dowiedzieć – gdzie ma pójść po pomoc i co może uzyskać, jakie pobrać wnioski, dokąd pojechać, a także – czy może coś zrobić, by czuć się bardziej potrzebnym. Jestem osobą niedowidzącą. W nocy nie widzę, a w dzień widzę częściowo – np. nie dostrzegam dobrze krawężników i dlatego chodzę z białą laską. Jak jesteśmy tu grupą, wolę iść z przewodnikiem – dla własnego komfortu, by się nie zgubić. Tu ludzie chętnie pomagają. Jak bym musiała, to bym sobie jakoś sama poradziła. Stwierdzam, że całkowicie niewidzący mają trudno, ale warto być osobą komunikatywną – rozmawiać, tłumaczyć. Niektórzy nie chcą pomóc, bo już ktoś kiedyś na nich nakrzyczał z tego powodu. Ludzie są różni, także wśród niewidomych – niektórzy z powodu straty wzroku mają, jak to się nieraz określa – „żal do całego świata”, ale ten, który chce pomóc, tego nie wie. Jeśli sami jako niepełnosprawni poprosimy i powiemy jakiego wsparcia potrzebujemy, to tamci nie stłumią swojej chęci pomocy. Nieraz otoczenie nie wie, jak może pomóc. Ja jednak z ludźmi rozmawiam – bo lubię – i wtedy mogę to wszystko wytłumaczyć. – Jest jeszcze taka sprawa – dopowiada pan Jurek. – Mamy dostęp do sprzętu wspierającego, np. białej laski, ale niektórzy jej nie używają. Mnie wzrok się pogarsza od kilku lat, a nie stosuję jej. Słyszę jednak, że powinienem to robić, bo ta laska może mi pomóc w odnalezieniu się w trudniejszych sytuacjach. Usłyszałem, że gdy nie będę miał białej laski, a wejdę np. pod nadjeżdżający samochód, to moja wina będzie większa, gdyż kierowca nie miał oznak, że nie widzę i jednocześnie zachowałem się zbyt pewnie wchodząc na ulicę. Obiecałem więc sobie, że odkurzę laskę i będę z nią chodził. Zapraszamy na dalszą część wrażeń i refleksji uczestników konferencji REHA FOR THE BLIND z województwa kujawsko-pomorskiego – już wkrótce! *** III. Co wiecie o świecie? Rabdomancja: sztuka skanowania ciałem dr Małgorzata Stępień Wnętrze ziemi nie ma dla nich tajemnic. Potrafią zobaczyć źródła wody i złoża kopalin, smakować metale, wąchać minerały, a migreny, których doświadczają, zwiastują wstrząsy tektoniczne. To żywe georadary i sejsmografy w jednym! Określenie rabdomancja początkowo odnoszono do zdolności radiestezyjnych. Już Słownik ilustrowany języka polskiego Michała Arcta z 1916 roku definiował ją jako „odgadywanie przy pomocy jakiegoś pręcika, gdzie są źródła, kopalnie, skarby”. Jednak podczas gdy radiesteci (gr. radios – promień i estesis – odczuwanie) identyfikują przedmiot poszukiwań za pomocą wspomnianej różdżki czy wahadełka, to rabdomanci idą o krok dalej: to ich własne ciała stają się takim instrumentem. Można by rzec, że georadarem, sejsmografem i skanerem w jednym. Pytanie, czy operują przy tym tzw. szóstym zmysłem, czy może pewnym… minerałem, ukrytym w mózgu? Szaleńcy czy nadwrażliwcy? Źródłosłów określający ludzi o tak szczególnych umiejętnościach kryją mroki dziejów. Znano go już w średniowiecznej Iberii: rabdomantami (łac. rabidus – szalony, natchniony) określano tam ludzi, zwanych Zahuris. Byli oni prawdopodobnie potomkami Maurów, którzy podbili ziemie leżące na pograniczu hiszpańsko-portugalskim. Trzeba pamiętać, że to Arabowie przodowali wówczas w świecie w takich dziedzinach jak alchemia, metalurgia czy medycyna. Zahuris przejawiali zadziwiającą zdolność identyfikowania kolejnych pokładów ziemi, bogatych w cenne metale i minerały, a także źródeł wody czy… pogrzebanych tam zwłok. Około XVII wieku zjawisko rabdomancji rozpowszechniło się w Portugalii. Historyczne annały odnotowują kobietę zwaną Gemasche: posiadała ona dar penetrowania „duchowym wzrokiem” ziemi na głębokość kilkunastu metrów! Potrafiła wymienić wszystko, co kryły jej kolejne pokłady: złoża piasku do wyrobu szkła, gliny na cegły i naczynia, metali do wytopu narzędzi, broni czy ozdób, minerałów wykorzystywanych w biżuterii. Identyfikowała też źródła wodne, padłe zwierzęta, ludzkie kości i… ukryte przedmioty. Strach było zakopać dzban z monetami! Eksperymenty epoki romantyzmu… W 1829 roku naczelny lekarz niemieckiego Weinsbergu, Justinus Kerner, opublikował książkę pod tytułem Jasnowidząca z Prevorst. Ta dwutomowa historia obserwacji medycznej i psychologicznej dotyczyła jego pacjentki – Fryderyki Hauffe z domu Wanner (1801-1829). Kobieta pochodziła z wirtemberskiej wsi Prevorst i mieszkała u Kernera przez trzy lata, aż do swej śmierci w 1829 roku. Potrafiła między innymi przewidywać przyszłe wydarzenia, które – jak w telewizorze czy laptopie – oglądała w lustrach, bańkach mydlanych czy w szklance wody. Opisywała też, że widzi barwne, energetyczne aury, otaczające ludzi oraz… towarzyszące im duchy, emitujące jasne światło. Na poczekaniu dokonywała eksterioryzacji, opuszczając swe ciało i przenosząc się w wybrane miejsce. Relacjonowała, co się tam dzieje, jakby przebywała tam osobiście. Przejawiała więc podobne umiejętności jak słynny szwedzki naukowiec, filozof i mistyk Emanuel Swedenborg (1688-1772). W epoce romantyzmu, niosącej fascynację zjawiskami mesmerycznymi, wielu medyków eksperymentowało na somnambulikach i mediach, wykorzystując ich umiejętności… we własnej praktyce lekarskiej. Nie inaczej było z Fryderyką: wyczuwała dolegliwości innych ludzi, co pozwalało jej nie tylko trafnie diagnozować, ale i ordynować skuteczne metody leczenia pacjentów dra Kernera. Uzdrawiała ich także własną energią. Kernera oraz jego kolegę po fachu, doktora Gotthilfa Heinricha von Schuberta zafascynowały także niezwykłe talenty Fryderyki do reagowania wyraźnymi odczuciami w ciele na różne minerały. W zmienionych stanach świadomości stawała się niezwykle wrażliwa na metale znajdujące się w jej otoczeniu. Drażniły ją srebrne łyżki, leżące na stole, więc odsuwała je od siebie siłą woli. Te zaś same się wówczas przesuwały i lewitowały w powietrzu. Bezbłędnie lokalizowała także wszelkiego rodzaju metale i złoża ich rud. Schubert, który oprócz medycyny zajmował się także geologią, astronomią i historią naturalną, przeprowadził z Fryderyką wiele udanych eksperymentów. …i pozytywizmu Najsłynniejszą jednak i wszechstronnie przebadaną przez dziewiętnastowiecznych naukowców rabdomantką była Szwajcarka Katherine Beutler. Była to dobrze zbudowana, młoda, zdrowa dziewczyna o flegmatycznym temperamencie. Jej ciało było niezwykle wrażliwe na niemal każdy rodzaj minerału, w pobliżu którego się znalazła. I tak, obecność rudy czy siarki piaskowej wywoływały na jej języku odczucie zimnej wody. Złoża węgla kamiennego powodowały wrażenie ciepła, rozlewającego się po jej ciele, a potem skurcze mięśni i omdlenia. Obecność gipsu sygnalizowały sztywność szyi, ołowiu – ociężałość w ciele, arszeniku – zawroty głowy, muriatu – kłucia w języku, a miedzi – posmaku ciepłej, lecz gorzkiej wody w ustach. Gdy Katarzyna przebywała w pobliżu złóż srebra, natychmiast niebezpiecznie wzrastało jej ciśnienie. Złoto natomiast powodowało jego spadek i osłabienie w nogach. Z kolei podziemne pokłady soli zwiastował słony smak w jej ustach oraz puchnięcie skóry na kończynach. Podobnie amerykański plantator, generał i duchowny Leonidas Polk (1806-1864) był w stanie rozpoznać mosiądz przez dotyk – nawet w całkowitej ciemności – gdyż w jego ustach pojawiał się wówczas specyficzny, metaliczny smak. Jego fenomen badał twórca terminu psychometria, amerykański lekarz z Kentucky Joseph Rodes Buchanan (1814-1899). Potem do tych eksperymentów dołączył bostoński geolog Wiliam Denton. Pokazywał on Polkowi różne skały, meteoryty i prehistoryczne kości dawno wymarłych zwierząt, a ten był w stanie opisać ich pochodzenie. Polk był więc także psychometrą, podobnie jak najsłynniejszy polski jasnowidz, inż. Stefan Ossowiecki (1877-1944). Dotykając różnych wykopalisk archeologicznych Ossowiecki miał wizje ich pochodzenia i wykorzystania, pomagając przedwojennym naukowcom w rekonstrukcji dziejów Słowian. A wracając do Buchanana: postanowił sprawdzić, czy takie uzdolnienia przejawiają także inni ludzie. Eksperymenty z jego uczniami, którym dał do zbadania próbki minerałów, zapakowane w gruby papier dowiodły, że wielu z nich bez trudu rozpoznawało mosiądz, żelazo czy ołów, kładąc ręce na pakunkach. Podobnie zresztą potrafili zidentyfikować… ocet, cukier, sól i pieprz. Zjawisko to Buchanan tłumaczył obecnością w opuszkach palców „aury nerwów”. Pozwalała ona odróżnić różne typy metali i substancji, podobnie jak przy smakowaniu ich językiem. Gdy bowiem eksperymentujący dotykał przedmiotu spoconymi dłońmi, jego zdolności percepcji rosły, gdyż wilgotna skóra jest lepszym przewodnikiem od suchej. Rabdomanci dzisiaj Współcześnie także trafiają się ludzie-skanery z imponującym spektrum odczuwania. Ich ciała silnie reagują na obciążenia, spowodowane obecną techniką. Przejawia się to w postaci nadwrażliwości na smog elektromagnetyczny, skutkujący bólami ciała, alergiami, migrenami, bezsennością, a nawet zmianami w obrazie krwi. Znany jest nawet przypadek człowieka, który był w stanie odbierać programy radiowe we własnej głowie! Tłumaczono to faktem, że czaszka działa jak pudło rezonansowe, a płyn mózgowo-rdzeniowy potęguje przewodnictwo kostne. Ponadto tacy ludzie silnie reagują na wybuchy wulkanów czy trzęsienia ziemi, które zachodzą nawet w odległych krajach. Co zdumiewające, niektórzy z nich wyczuwają również… katastrofy lotnicze z dużą liczbą ofiar! Jeden z takich ekstrasensów – słynny Izraelczyk Uri Geller (ur. 1946) potrafi między innymi wyczuć i wskazać, gdzie znajdują się żyły złota czy złoża ropy naftowej. Istny skarb dla kompanii wydobywczych! Geller współpracował także z CIA podczas tajnych misji szpiegowskich. Podobne, parageologiczne uzdolnienia posiadają ludzie, którzy własnym ciałem rejestrują ruchy… podziemnych płyt tektonicznych. Niektórzy z nich żyją w rejonie niezwykle aktywnego sejsmicznie uskoku tektonicznego San Andreas w Kalifornii. Tym samym wiedzą o zbliżającym się trzęsieniu ziemi, zanim jeszcze ono nastąpi. Jedna z takich sensytywnych osób, sześćdziesięcioletnia Ali Rhoden opisuje, że pojawiają się wówczas specyficzne symptomy: wzrasta ciśnienie krwi, serce bije w szybszym tempie, występują nudności i silne migreny. W jej przypadku ból w okolicy czoła zwiastuje trzęsienie ziemi w Kalifornii, natomiast w tyle głowy i karku – w dalszych rejonach Pacyfiku, na przykład w Indonezji. Co najciekawsze, przepowiednie takich sensytywów zawsze się sprawdzają!Co na to nauka? Szukający wytłumaczenia tych niezwykłych uzdolnień naukowcy posłużyli się przykładem pszczół. Owady te także wyczuwają trzęsienia ziemi, ponadto są wrażliwe na fale elektromagnetyczne. Wpływa na to występujący w ich organizmach magnetyt – minerał o właściwościach magnetycznych. Badacze poszli tym tropem i ku swemu zdumieniu znaleźli ten pierwiastek również w ciałach niektórych z sensytywów. Czy to właśnie jego obecność czyni z nich specyficzne „biosejsmografy”? Tu warto zaznaczyć, że magnetyt znali już nasi przodkowie. Minerał ten starożytni Grecy nazwali magnētis líthos – „kamieniem magnezyjskim” od dawnego greckiego miasta Magnesia, leżącego dziś na terenie Turcji. W Japonii uważano, że leczy on bezsenność, łagodzi ból, niweluje schorzenia szyi i ramion. Wykorzystywano go w litoterapii przy złamaniach czy stłuczeniach wierząc, że zwiększa zdolność regeneracji tkanki kostnej i mięśniowej. Magnetyt jest minerałem z gromady tlenków, zaliczanym do grupy spineli, o zawartości żelaza 72,4 proc. Zazwyczaj tworzy izometryczne, ośmiościenne kryształy. Nieprzezroczysty i kruchy, często zawiera domieszki tytanu, wanadu, manganu, magnezu czy chromu. Magnetyt wykazuje silne właściwości magnetyczne: jego kryształy są przyciągane przez magnes, zaś zbite w masę same się nim stają. Własności te znikają w temperaturze około 580 °C. To jedyna – oprócz pirotynu – naturalnie występująca substancja magnetyczna.Magnetyt jest najbogatszą i najlepszą dla przemysłu rudą żelaza. Jego bogate złoża występują w Szwecji, Rosji, na Ukrainie i w Stanach Zjednoczonych. Mamy go także w Polsce, na Dolnym Śląsku i na Suwalszczyźnie. Magnetytowy trop zdają się potwierdzać i inne badania. Od dawna wiadomo, że delfiny orientują się pod wodą dzięki ultradźwiękom. Jednak dopiero niedawno stwierdzono, że wyczuwają one także pola magnetyczne. W trakcie badań prowadzonych przez naukowców z francuskiego Université de Rennes, w basenie z delfinami butlonosymi umieszczono dwa identycznie wyglądające metalowe bloki. Jednak tylko jeden z nich wzbudzał u nich zainteresowanie – ten namagnesowany. Pola magnetyczne Niektórzy naukowcy uważają, że owi nadwrażliwcy odbierają impulsy za pośrednictwem subtelnych ciał energetycznych, co przekłada się na migreny czy skoki ciśnienia. Inni podejrzewają, że rolę odbiornika pełni tu raczej DNA, modyfikując częstotliwość fal mózgowych. Zespół Josepha Kirschvinka z Caltechu (California Institute of Technology) odkrył, że zmiana kierunku pobliskiego pola magnetycznego powoduje czasowe wahania w aktywności ludzkiego mózgu. Uczestników eksperymentu – 36 osób w wieku od 8 do 68 lat – sadzano na 60 minut w tzw. klatce Faradaya. To pomieszczenie, obłożone metalowymi ekranami, chroniącymi przed promieniowaniem. Klatkę tę umieszczono dwa piętra pod ziemią, a ochotników, monitorowanych elektrodami EEG, poddano działaniu pola magnetycznego. Generowały je umieszczone w klatce elektromagnesy. Zmiany pola odpowiadały tym, jakie zachodzą, gdy przemieszczamy się po ziemi. Sam Kirschvink też wziął udział w doświadczeniu, wchodząc do klatki Faradaya jako pierwszy. Co ciekawe, żaden z uczestników eksperymentu nie czuł działania pola magnetycznego, ani nie skarżył się na jakikolwiek dyskomfort. Jednak pomiary amplitudy fal alfa pokazały, że mózg co trzeciego z badanych reagował na zmiany kierunku pola magnetycznego. Reakcje te obserwowano zwłaszcza przy zmianie wektora z góry na dół. Wskazuje to na podświadomą umiejętność magnetorecepcji u niektórych z nas. Rozwiązaniem magnetorecepcja? Jak to wytłumaczyć? Otóż kierunek i intensywność ziemskiego pola magnetycznego zmieniają się w zależności od położenia geograficznego. Na przykład na biegunie i półkuli północnej pole magnetyczne jest skierowane pionowo w dół. Naukowcy mierzyli fale alfa na 100 milisekund przed i po zmianie tego pola. Okazało się, że u niektórych uczestników eksperymentu dochodziło do spadku amplitudy fal alfa, gdy poddawano ich wibracji pól skierowanych w dół, obracających się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Gdy jednak pola obracały się w górę i zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zmiany w falach mózgowych nie zachodziły. Naukowcy nie potrafią tego wyjaśnić: spekulują, że może być to kwestia dostosowania mózgu do życia na półkuli północnej. Dlatego członek zespołu badawczego Isaac Hilburn zastanawiał się, czy hipotezę tę potwierdziłyby podobne eksperymenty, przeprowadzone na półkuli południowej. Obecnie więc tezy zespołu Kirschvinka weryfikują badacze z Nowej Zelandii i Japonii. Już w latach 70. XX wieku niektórzy uczeni dowodzili, że wspomnianą umiejętność magnetorecepcji przejawiają nie tylko owady, wędrowne ptaki czy niektóre ssaki, ale i homo sapiens. Być może to ona pozwala nam orientować się w terenie, choć przypadek gubiących się w lesie grzybiarzy pokazuje, że nie wszyscy przejawiamy ją w takim samym stopniu. Przy okazji warto zauważyć, że eksperyment Kirschvinka, dowodzący magnetorecepcji pól o natężeniu zbliżonym do ziemskiego, nie dotyczy oddziaływania urządzeń elektrycznych na nasze zdrowie. Mikrofalówki, telefony komórkowe, linie wysokiego napięcia, routery Wi-Fi i inne podobne urządzenia emitują bowiem pola innego rodzaju. Przy okazji można dywagować, czy osoby niewidome i słabowidzące, w trakcie czynności wymagających orientacji w przestrzeni, oprócz echolokacji oraz wykorzystania dotyku, węchu czy termiki nie kierują się podświadomie wibracjami pól elektromagnetycznych? Z pewnością takie badania warto by było przeprowadzić. Niewesołe perspektywy W renomowanych laboratoriach i konsorcjach przemysłowych Stanów Zjednoczonych i Japonii, kosztem miliardów dolarów powstają urządzenia, które mają nas ostrzegać przed kataklizmami. Co z tego, skoro amerykański sejsmolog dr Allan Lindh twierdzi z zażenowaniem, że najdokładniejsza prognoza, jaką postawił wraz ze swym zespołem, brzmi: istnieje szansa jak jeden do trzech, że w ciągu najbliższych dwudziestu lat nastąpi trzęsienie ziemi o sile 7 stopni w skali Richtera w rejonie uskoku San Andreas. Tymczasem rabunkowa eksploatacja złóż geologicznych, wycinanie tropikalnych lasów w Ameryce Południowej oraz emisja gazów i zanieczyszczeń niszczy naszą planetę. Skutkuje to osunięciami zboczy, lawinami błotnymi i coraz silniejszymi wstrząsami, a także ociepleniem klimatu: zabójczym prądem El Niño, topieniem lodowców, gwałtownie narastającymi ulewami i powodziami, sztormami, huraganami, trąbami powietrznymi, tajfunami... Zaledwie ich przedsmakiem było tsunami w Indonezji w 2004 roku, zatopienie Nowego Orleanu przez huragan Katrina rok później, a nawet trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii w 2011 roku. W miejscach tak wrażliwych sejsmicznie, jak Indonezja, Japonia, Chiny czy Kalifornia nieustannie toczy się walka, w której stawką jest życie milionów ludzi. Kto wie, może już tylko siłą intuicji sensytywów, zweryfikowanych – jak choćby w eksperymencie Kirschvinka – oraz odpowiednio przeszkolonych, będziemy mogli ją wygrać? Źródła G. Fosar, F. Bludorf, Nikt nam nie odda przyszłości, Warszawa 2011 R. Preus, A. Czupryńska, P. Perz, Słownik parapsychologiczny, Warszawa 1993 A. Łukawska, Magnetyzowana przez ducha, „Czwarty Wymiar” 1/2012, s. 30-31 Magnetyt, https://pl.wikipedia.org/wiki/Magnetyt M. Matacz, Zwierzęta wyczuwają pole magnetyczne. Ludzie tego zmysłu mogą im tylko zazdrościć, https://www.focus.pl/artykul/zwierzeta-wyczuwaja-pole-magnetyczne M. Błoński, Ludzki mózg wyczuwa pole magnetyczne?, https://kopalniawiedzy.pl/mozg-magnetorecepcja-pole-magnetyczne,29767 P. Srumiłło, Elektroniczne systemy nawigacji osobistej dla niewidomych i słabowidzących, Łódź 2012 *** Holz100 technologia rekordów – odkrywa zapomniane właściwości drewna Janusz Misiukiewicz Drzewo podczas swojego życia za pomocą fotosyntezy tworzy najdoskonalszą strukturę z węgla znaną dzisiaj człowiekowi. Perfekcyjny organizm, który do nabrania swoich niewiarygodnych właściwości potrzebuje jedynie światła i powietrza. Drewno jako materiał zapoczątkowało rozwój i dominację naszego gatunku na ziemi. Pierwsze drewniane włócznie dały nam przewagę w zdobywaniu pożywienia, dzięki drewnu pozyskaliśmy ogień, co zapewniło nam światło i źródło ciepła. Zaczęliśmy tworzyć drewniane budowle, które z czasem stały się domami. To dzięki drewnu zbudowaliśmy pierwsze statki, za pomocą których dopłynęliśmy do nowych lądów rozpoczynając erę wielkich odkryć. Jak widać, drewno to nieoderwalny element naszego istnienia. Dlaczego? Wygenerowany na przestrzeni setek lat przez naturę, tak przyjazny dla nas, ludzi, otoczenia i środowiska materiał – drewno. Pozbawiony wad, mający zalety i właściwości, których próżno szukać w substytutach dwudziestego pierwszego wieku. Został zepchnięty na margines… Czy w świecie zdominowanym przez beton, tworzywa sztuczne, stal i asfalt możemy sobie pozwolić na zapomnienie o darach natury? Zdecydowanie nie. Świadczyć o tym mają wracające do łask techniki budownictwa znane od stuleci, zapoczątkowane w czasach rzymskich i rozkwitu cesarstwa Japońskiego. Udoskonalone nowoczesną technologią, opracowane i poparte najnowszymi rozwiązaniami naukowymi hołdują metodzie Holz100. Dr inż. Erwin Toma w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia opracował i opatentował metodę Holz100. Podwalinami tej metody stały się poszukiwania pana Tomy przyczyn alergii swoich dzieci. Okazało się, że powodem choroby są środki chemiczne zawarte w płytach wiórowych i preparatach konserwujących drewno. Opierając się na prastarej wiedzy dziadka zastąpił wszystkie elementy drewnopodobne w domu litym surowym drewnem. Doprowadziło to do ustąpienia dolegliwości. Zainspirowany tym osiągnięciem otworzył firmę stolarską i rozpoczął szeroko zakrojone badania w tej dziedzinie. Metoda Holz100 zdobyła uznanie na całym świecie. Nie ma kontynentu, na którym nie byłoby konstrukcji Erwina Tomy: wielofunkcyjne domy mieszkalne, hotele, ogrody zimowe. Są one ekonomiczne, energooszczędne, trwałe i wygodne w użytkowaniu. Chronią przed hałasem i szkodliwym promieniowaniem, budowane z materiału naturalnego, w pełni odnawialnego ekologicznie. Posiadają najwyższe certyfikaty jakości i bezpieczeństwa, o których większość firm tej branży może tylko pomarzyć. Na koniec coś, w co trudno uwierzyć – firma daje 50 lat gwarancji na zawilgocenie i pleśń. Problem wilgoci i kondensacji pary wodnej w budownictwie jest tak trudnym do opanowania zagadnieniem, że żadna firma na świecie na żaden materiał ani na żadną konstrukcję nie daje gwarancji dłuższej niż 5 lat (przeciw kondesacji i powstawaniu pleśni). Metoda ta, jak wskazuje nazwa, to sto procent drewna, bez gwoździ, śrub i środków konserwujących. Fenomen Holz100 zaczyna się już na poziomie pozyskania surowca. Tzw. "księżycowe drewno" to praktyka polegająca na pozyskaniu drewna tylko i wyłącznie wtedy, gdy jest ono w najlepszej swojej formie. Chodzi o to, aby ścinać drzewa w porze, kiedy ustają jego soki, czyli zimą, ale tylko w fazie ubywającego księżyca. Tak pozyskane drewno jest odporne na zasinienie i zagrzybienie, staje się twarde i odporniejsze na ogień, szybciej schnie. Przede wszystkim jest spokojniejsze, nie ma tendencji do pęcznienia pod wpływem wilgoci. Teoria poparta została pięcioletnimi badaniami na uczelni ETH w Zurychu. Wyniki opublikowano w większości renomowanych czasopism naukowych. Badania oparte o fizykę kwantową udowodniły, że pozyskane w fazie ubywającego księżyca drewno jest tak odporne na szkodniki i grzyby, że używanie jakichkolwiek chemicznych środków ochrony jest zbędne. A trwałość takiego drewna może wynosić wiele setek lat. Rozwiązania techniczne zastosowane w tej metodzie to połączenie naturalnych właściwości drewna i termo fizyki. Są to z reguły ściany o grubości 36 cm z pięciu warstw desek ułożonych krzyżowo i po przekątnej. Wszystkie warstwy łączone są suchymi drewnianymi kołkami, które nabierając wilgoci z otoczenia pęcznieją i tworzą nierozerwalną strukturę. Drewno pęcznieje lub się kurczy pod wpływem wilgoci tylko w szerz, w długości nie zmienia swoich wymiarów nigdy. Krzyżowy i diagonalny układ warstw daje stabilność zbliżoną dla ścian betonowych. Brak kleju pomiędzy drewnianymi elementami tworzy mikroskopijne odstępy powietrzne. Pomiędzy niektórymi warstwami znajdują się dodatkowe kanały powietrzne zapewniające lepszą izolację cieplną. Wartość współczynnika przenikania ciepła dla technologii Holz100 to 0,078 w/mk. Podczas przeprowadzonego eksperymentu na uniwersytecie techniki w Graz dowiedziono, że tego typu konstrukcja nie ma sobie równych. Porównano trzy ściany o identycznym współczynniku przenikania ciepła. Wewnątrz pomieszczenia testowego panowała temperatura pokojowa bez ogrzewania, a zewnętrzna temperatura oddziaływania na ściany wynosiła -10°C. Zmierzono czas, po jakim ściana wewnątrz pomieszczenia osiągnie temperaturę 0°C. W konstrukcji szkieletowej trwało to 2 dni, murowanej ocieplonej 10 dni, a w konstrukcji z litego drewna aż 32 dni, co sprawiło pobicie światowego rekordu w izolacji cieplnej. Technologia Holz100 uzyskała najwyższy certyfikat bezpieczeństwa pożarowego F-180 wystawiony przez instytut IBS w Niemczech. Podczas testów okazało się, że po trzech godzinach traktowania takiej ściany płomieniem o temperaturze 1000° C, po drugiej stronie temperatura wzrosła jedynie o 1,8°C. Posiada też najwyższy certyfikat klasy bezpieczeństwa odporności na wstrząsy sejsmiczne wystawiony przez instytut badawczy w Japonii. Otrzymała również dokumenty o ochronie przed promieniowaniem elektromagnetycznym wysokich frekwencji potwierdzone badaniami na uniwersytecie Bundeswehry w Monachium. Firma Erwina Tomy buduje domy o najlepszej wydajności energetycznej na świecie. Szczytowym osiągnięciem było stworzenie budowli samowystarczalnych takich jak: Oberland Berneński w okolicach Matterhorn – pięciokondygnacyjny dom posiada zoptymalizowaną fasadę o inteligentnym rozmieszczeniu elementów szklanych. W dzień przez duże południowe okna słońce pada na tzw. słoneczne pułapki w postaci czarnych kamiennych podłóg. Nagrzewając się działają one jako krótkotrwały, a drewniane ściany jako długotrwały akumulator. Budynek nie posiada ogrzewania, a temperatura nawet zimą nie spada poniżej 18° C. Natura hotel Waltklauze – to najcichszy hotel na świecie: siedmiopiętrowy, z basenem na dachu jest dowodem na niesamowitą wytrzymałość statyczną drewna. Oberndorf w Tyrolu Arheneo – samowystarczalny energetycznie drewniany kompleks biurowy o powierzchni 6600 m2. Najemcy w umowie najmu mają zagwarantowany brak opłat za ogrzewanie. Erwin Toma całą swoją wiedzę zawarł w książkach "Widziałem jak rośniesz" oraz "Na długi czas". Jego pasja i wiara w to co robi uczy nas na nowo natury. Myśl, którą się dzieli, zapada głęboko w pamięć "Las jest systemem wzorowej ekonomii. Po swojej śmierci drzewo znika tam skąd powstało, co do ostatniej cząsteczki. Po swoim całym życiu nie zostawia ani odrobiny śmieci. Odpad nie istnieje, istnieje jedynie obieg. Ten model jest jedynym, na którym my, ludzie, możemy wzorować naszą gospodarkę"… *** IV. Tyflosfera Możliwości składania podpisu przez osoby niewidome Mateusz Przybysławski Samodzielne podpisywanie się to ważna umiejętność. Podpisem wyrażamy wolę i zgodę na określoną rzecz. Złożenie podpisu jest wymagane przy rzeczach błahych, takich jak odebranie paczki od kuriera czy odebranie listu poleconego, ale też przy zawieraniu różnego rodzaju umów czy na aktach notarialnych. Trzeba jasno powiedzieć, że aby osoba niewidoma w pełni samodzielnie mogła funkcjonować w społeczeństwie, musi nauczyć się składać podpis, albo ustanowić pełnomocnika. Przyjęło się twierdzić, że osoba, która nie umie pisać ani czytać jest analfabetą. Nie ma w tym sformułowaniu nigdzie tezy, że musi to być pismo zwykłe „czarnodrukowe”. Uważam, że jeśli osoba niewidoma nie potrafi podpisać się zwykłym pismem, ale posługuje się brajlem czy komputerem, mówienie o niej, że jest analfabetą jest co najmniej obraźliwe. Idąc tym tropem osoby używające pisma brajla czy komputera mogłyby stwierdzić, że wszyscy, którzy używają zwykłego pisma są analfabetami, bo nie używają tego samego środka komunikacji co one. Podpisywanie dokumentów przez osoby niewidome jest czynnością nienaturalną. Powiedziałbym nawet, jest pozbawiona sensu, gdyż osoba niewidoma nie widzi co podpisuje. Osoba taka musi bazować na zaufaniu innych osób, ale tak naprawdę nigdy nie wie co podpisuje. Cyfryzacja społeczeństwa daje nadzieję na rozwiązanie tej dziwnej sytuacji. Podpis w znaczeniu urzędowym to: językowy znak graficzny. W praktyce, aby podpis był ważny, musi być własnoręczny, czyli własnoręcznie złożony. Nie musi być czytelny. Skoro tak, nie musi to być imię i nazwisko jak to się zwyczajowo przyjmuje. Może to być dowolny znak graficzny, który będzie nas identyfikował. Podpis powinien być powtarzalny. Musi dać się z niego odczytać powtarzalny styl czy charakter pisma. Inaczej mówiąc, z podpisu powinno wynikać, że należy do nas i tylko do nas. Należy dodać, że podpisanie się za kogoś, nawet za jego zgodą, jest przestępstwem. (https://www.lawyerka.pl/wlasnoreczny-podpis/). Kiedy własnoręczny podpis jest niemożliwy, stosuje się odcisk palca i pełnomocnictwo. Pełnomocnik wówczas podpisuje się własnym podpisem w imieniu określonej osoby. Pamiętajmy, że podpisanie się za kogoś, czyli podrobienie podpisu, jest przestępstwem. To, że nie widzimy, nie upoważnia do proszenia innych osób prośbą w stylu: „podpisz się za mnie”. Lepiej w takiej sytuacji wyrobić sobie nawyk podpisu, nawet jeśli będzie nieczytelny i koślawy, ważne, żeby był w miarę powtarzalny i żeby był „mój”. Wyrobienie nawyku podpisu zajmie nam mało czasu, a w przyszłości może pozwolić uniknąć konfliktów z prawem. Osoby ociemniałe mają już wyrobiony podpis i najczęściej umieją się jako tako podpisać. Niewidomi od urodzenia w tej kwestii mają gorzej. Muszą najpierw nauczyć się kształtu liter, a dopiero potem uczyć się podpisywać. Osobiście kształt liter poznałem dzięki siostrom z zabawkowych liter, które przyczepiało się do magnetycznej tablicy. Szkoda, że szkoła dla niewidomych nie uczyła kształtu liter. Cieszy fakt, że w Ośrodku w Owińskach powstała (zgłoszona już do Urzędu Patentowego) seria pomocy dydaktycznych do nauki kształtów liter oraz do nauki podpisu. Z pomocy mogą korzystać zarówno dzieci, jak i osoby dorosłe. W skład zestawu wchodzą: dotykowa bransoletka do rozpoznawania oraz nauki kształtów liter wraz z oprogramowaniem na dowolny rodzaj smartfonu, planszet z łacińskim alfabetem reliefowym oraz reliefowe fiszki pozwalające ćwiczyć naukę podpisu i pisanie zwykłych liter. Autorem badań nad projektem oraz ideą wdrożenia go jest pan Marek Jakubowski – tyflopedagog w Ośrodku w Owińskach. Niezależnie, czy osoba ociemniała czy niewidoma, każda ma problem z określeniem miejsca na podpis i utrzymania go w linii prostej. Aby podpisać się w odpowiednim miejscu najlepiej i najprościej do tego celu stosować ramki do podpisu. Są one sprzedawane przez tyflofirmy takie jak np. Altix. Ramka taka to kawałek plastiku z wyciętym otworem na podpis. Aby osoba niewidoma mogła podpisać się w odpowiednim miejscu, ktoś widzący przykłada odpowiednio ramkę. Jedną ręką trzymamy ramkę, a drugą podpisujemy się. Plastik jest dostatecznie gruby, więc wyjechanie poza otwór ramki jest raczej niemożliwe. Przy odrobinie determinacji można taką ramkę do podpisu stworzyć samodzielnie. Polecam jednak zakup, gdyż ramka ma dodatkową funkcjonalność, a mianowicie przymiar do rozpoznawania papierowych banknotów. Należy pamiętać, że banknoty przymierzamy na szerokość. Aby ułatwić sobie życie, można stosować pieczątkę z dokładnym odwzorowaniem podpisu – faksymile. Nie jest to jednak rozwiązanie idealne. Często jest wymagany podpis własnoręczny i wówczas pieczątka nie jest honorowana. W dobie cyfryzacji coraz większą popularnością cieszy się podpis elektroniczny. To deklaracja co do naszej tożsamości wyrażona w postaci cyfrowej. Możemy wyróżnić trzy rodzaje podpisów elektronicznych: Zwykły podpis elektroniczny – to np. podpisanie maila czy SMS-a. Takie najprostsze podpisanie korespondencji to złożenie oświadczenia woli, które posiada moc prawną. Zaawansowany podpis elektroniczny – umożliwia ustalenie tożsamości osoby podpisującej. To np. podpis składany przy użyciu profilu zaufanego czy na stronie: https://autenti.com/. Podpisywanie tu odbywa się poprzez narzędzia szyfrujące dostawcy, tzw. zaufanej strony trzeciej, dzięki czemu uzyskujemy pewny wymiar dowodowy w razie ewentualnego sporu. Kwalifikowany podpis elektroniczny – najrzadziej używany. Jest to płatny certyfikat, ale najbezpieczniejszy. Taki podpis prawnie daje skutek formy pisemnej. W praktyce podpis kwalifikowany pozwala podpisywać niemal wszystkie umowy, dla których prawo przewiduje formę pisemną. Przewagą podpisu elektronicznego nad zwykłym jest jego mobilność i szybkość. Dokument możemy podpisać w każdym miejscu, na dowolnym urządzeniu, w dogodnym dla nas czasie. Wystarczy być w zasięgu Internetu i wysłać podpisany dokument. Odbiorca dostanie dokument tuż po podpisaniu. Nie potrzebujemy kuriera, ani miejsca na archiwizację dokumentów. Na dysku naszego komputera czy pendrive zmieścimy naprawdę sporą ilość dokumentów. Podpis elektroniczny jest także przyjazny środowisku, gdyż nie zużywa papieru. (https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1474811,zwykly-podpis-elektroniczny-zaawansowany-podpis-elektroniczny-kwalifikowany-podpis-elektroniczny.html). Najłatwiej i najbezpieczniej do podpisu zaawansowanego wykorzystać podpis zaufany, który umożliwia portal „gov.pl”. Strona pozwala na podpisanie dokumentu profilem zaufanym. Dzięki usłudze sprawdzimy czy dokument jest podpisany i kto go podpisał. Strona pozwala także na poznanie treści podpisanego już dokumentu. Dokument elektroniczny może podpisać każdy, kto posiada profil zaufany. Jak założyć profil zaufany opisałem w artykule: „Polska cyfrowa, czy dostępna dla osób z dysfunkcją wzroku?”, opublikowanym na łamach „Helpa”. (https://www.gov.pl/web/gov/podpisz-dokument-elektronicznie-wykorzystaj-podpis-zaufany). Aby podpisać dokument profilem zaufanym możemy skorzystać z powyższego przypisu. Usługa podpis elektroniczny profilem zaufanym jest także dostępna na stronie: https://www.gov.pl/. Możemy też w wyszukiwarkę wpisać podpis zaufany i wybrać odpowiedni link. Gdy jesteśmy na stronie usługi, klikamy link „Podpisz lub sprawdź dokument”. Kolejny krok to dodanie pliku z dysku. W tym celu klikamy „Wybierz Dokument z Dysku” lub „Przeglądaj”. Pojawi się standardowe okno wyboru pliku, w którym wskazujemy plik do podpisu. Kolejny krok to kliknięcie przycisku „Podpisz”. Na następnej stronie musimy zalogować się profilem zaufanym i potwierdzić operację podpisania. System generuje plik xml, w którym zawarty jest podpis. W ten sam sposób możemy podpisać podpisany już przez kogoś dokument. Aby pobrać podpisany plik na dysk, klikamy „Pobierz”. Taki plik możemy wysłać do osoby, która też może go podpisać. Usługa umożliwia obejrzenie treści dokumentu ukrytego w pliku xml, który jest podpisany. Jeśli chcemy zobaczyć taki dokument, dodajemy plik z dysku w ten sam sposób jak byśmy chcieli podpisać dokument. Strona automatycznie wygeneruje informacje takie jak: właściciel podpisu, data i godzina podpisu, status podpisu, który mówi o tym, czy podpis jest ważny, rodzaj podpisu, np. podpis zaufany. Aby uzyskać dostęp do tych informacji, może być konieczność logowania profilem zaufanym. Jeśli chcemy zobaczyć treść dokumentu, klikamy przycisk „Zobacz Dokument”, w ten sposób pobieramy odkodowany dokument na swój dysk. Mamy tutaj jeszcze przycisk „Podpisz”, jeśli byśmy chcieli podpisać podpisany już dokument. Usługa podpis profilem zaufanym jest darmowa i dostępna dla osób niewidomych. Zaawansowany podpis elektroniczny umożliwia między innymi strona: https://autenti.com/. W usłudze możemy założyć bezpłatne konto i korzystać z zaawansowanego podpisu elektronicznego. Aby założyć darmowe konto wchodzimy na stronę https://autenti.com/ i klikamy w link „Załóż Darmowe Konto”. Następnie wypełniamy formularz rejestracyjny. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką. Po prawidłowym wypełnieniu formularza i zaznaczeniu wymaganych zgód na skrzynkę mailową otrzymujemy wiadomość z linkiem weryfikacyjnym. Po kliknięciu w link konto zostaje aktywowane, a my możemy podpisywać elektronicznie dokumenty. Konto wymagane jest do tworzenia dokumentów, natomiast aby podpisać dokument konto nie jest konieczne. Chcąc podpisać dokument należy zalogować się na stronie usługi, kliknąć „Utwórz Nowy Dokument”, żeby dodać plik z dysku wciskamy przycisk „Dodaj z dysku”. Pojawia się standardowe okno windowsowe, w którym wybieramy plik do podpisania. Chcąc podpisać dokument musimy mu nadać nazwę. Gdy wypełnimy wszystkie pola, klikamy „Wyślij dokument”. Jeżeli dokument ma być podpisany przez więcej niż jednego odbiorcę, wówczas na tej stronie musimy dodać adresy mailowe tych osób. Gdy nie dodamy żadnego adresu, dokument wyślemy tylko do siebie. Następnie na maila dostajemy wiadomość z linkiem, gdzie możemy podpisać dokument. Po kliknięciu w link służący do podpisania dokumentu musimy zaznaczyć wymagane zgody. Możemy podpisać lub odrzucić dokument. Przed podpisaniem możemy przejrzeć plik. Gdy klikniemy „Podpisz dokument”, możemy podpisany elektronicznie plik pobrać na dysk w formacie pdf lub zip. Podpisany dokument dostaniemy również na maila w formie pdf, z dołączoną tzw. Kartą podpisu. Program odczytu ekranu nie odczytuje niestety kto jest właścicielem podpisu. Autenti to platforma służąca do podpisywania dokumentów w sposób elektroniczny. Wszystkie podpisane dokumenty są szyfrowane i przechowywane w chmurze. Platforma Autenti jest tzw. trzecią zaufaną stroną podpisu. W razie sporu sądowego platforma jest wstanie udowodnić czy dokument rzeczywiście został podpisany. Podpis to ważna rzecz, służy do wyrażania woli i nawet jeśli jesteśmy osobami niewidomymi to prędzej czy później będziemy musieli z niego korzystać. Uważam, że jeśli chodzi o zwykły podpis „analogowy” składany na papierze, to najlepiej użyć do tego celu ramki. Zapobiega ona „wyjechaniu” podpisem poza miejsce podpisu. Wadą takiego rozwiązania prócz marnowania papieru jest brak możliwości kontroli przez osobę niewidomą co podpisujemy. Jeśli chodzi o podpis elektroniczny, to osoba niewidoma ma pełną kontrolę nad tym co podpisuje – może przeczytać dokument programem odczytu ekranu, a następnie w pełni samodzielnie i świadomie go podpisać. Po wstępnym rozpoznaniu rynku uważam, że obecnie najwygodniejsza i najdostępniejsza jest podpisywarka na stronach gov.pl i podpisywanie dokumentów profilem zaufanym. Podpis kwalifikowany obecnie jest płatny. Jest różnie z dostępnością oprogramowania obsługującego taki podpis. Wydaje się, że strona oferowana przez Państwo i podpisywanie podpisem zaufanym dokumentów jest na obecną chwilę najlepszym rozwiązaniem. Tak samo jak przy podpisywaniu dokumentów papierowych warto mieć u boku osobę zaufaną. Nie należy nigdy zdradzać danych logowania do profilu zaufanego, jak i do banku. Podpisując dokumenty warto korzystać z aktualnego systemu operacyjnego, aktualnej przeglądarki internetowej i mieć aktualne oprogramowanie antywirusowe. Uważam, że dobrze, że podpis elektroniczny zagościł w świecie cyfrowym i coraz bardziej się upowszechnia. Pomijając wygodę, oszczędność czasu i papieru, najważniejszym aspektem jest to, że podpis przez profil zaufany jest dostępny dla osób niewidomych i że mogą one świadomie podpisywać i odczytywać elektroniczne dokumenty. Starałem się wyczerpać temat, gdyby jednak pojawiły się pytania czy wątpliwości, to zapraszam do kontaktu: Przymat82@gmail.com *** Tandemem wzdłuż Wisły Radosław Nowicki Od kilku lat moim sposobem na spędzanie wakacji są podróże tandemowe. Pozwalają mi zresetować się psychicznie przed kolejnymi miesiącami pracy, zmęczyć się fizycznie, zwiedzić ciekawe miejsca, a przede wszystkim przeżyć niezapomnianą przygodę. Z roku na rok wyzwania są coraz większe, ale każda kolejna wyprawa budzi we mnie nowe, pozytywne emocje i ekscytację. W tym roku nie wszystkie plany udało się zrealizować, bowiem szyki pokrzyżował mi koronawirus, który w dalszym ciągu daje się we znaki ludziom nie tylko w Polsce, ale również na całym świecie. Na szczęście do skutku doszła jedna z planowanych wycieczek, a mianowicie szlakiem wzdłuż Wisły. Uznałem, że jazda wzdłuż rzek może być dobrym pomysłem. Wszak ludzie od wieków podróżowali wzdłuż nich. Wytyczały one w naturalny sposób szlaki komunikacji, a swoją zmiennością uczyły szacunku dla potęgi natury. Dlatego postanowiłem wraz ze swoim pilotem Andrzejem i kilkoma innymi rowerzystami przejechać tę trasę od źródeł u szczytu Baraniej Góry aż po jej ujście w Gdańsku. Nie chodziło jednak o błyskawiczne przejechanie trasy, jak dzieje się to na Rowerowym Maratonie Wisła 1200, ale także o zwiedzenie kilku ciekawych miejsc po drodze, a tych nie zabrakło, podobnie jak niespodziewanych sytuacji na trasie… Wyprawę zaczęliśmy w Wiśle. Jechaliśmy malowniczymi drogami przy akompaniamencie piętrzącej się wody. Robiło to na mnie niesamowite wrażenie. Mimo że nie mogłem zobaczyć tamtejszych krajobrazów, to i tak jazda dawała mi mnóstwo frajdy. Szybko jednak emocje się zmieniły, bo już pierwszego dnia wjechaliśmy do Oświęcimia. Tamtejsze obozy i baraki powodowały, że pojawiła się chwila zadumy. Trzeba było cofnąć się w przeszłość i zastanowić nad polską historią. W tym mieście warto zobaczyć między innymi Muzeum Auschwitz-Birkenau, bramę główną obozu Birkenau czy Muzeum Żydowskie i Synagogę. Na koniec dnia przejeżdżaliśmy przez Zator, w którym znajduje się słynny park rozrywki. Nie mieliśmy jednak czasu na takie atrakcje, bowiem dzień zbliżał się ku końcowi. Ostatecznie dotarliśmy do Smolic, które były naszym punktem docelowym. Pierwszego dnia przejechaliśmy 129 km. Drugiego dnia pojawiły się pierwsze nieplanowane sytuacje. Do Tyńca wszystko szło zgodnie z planem. Tam „rzuciliśmy okiem” na Opactwo Benedyktynów, a następnie mieliśmy ruszyć w drogę do Krakowa. Niestety, przytrafiła się nam awaria przedniego koła. Na szczęście szybko udało się znaleźć serwis rowerowy, który wymienił koło i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Kolejna usterka przytrafiła nam się pod Wawelem, gdzie pękły szprychy w tylnym kole. Znowu z pomocą przyszli nam miejscowi spece od rowerów, ale na poszukiwaniu serwisu w sobotnie popołudnie zeszło nam tyle czasu, że Kraków zwiedzaliśmy już tylko przejazdem. Ostatecznie dotarliśmy do Niepołomic, kończąc dzień z 95 km na liczniku. Trzeci dzień rozpoczął się od jazdy malowniczymi terenami w okolicach Niepołomic, gdzie znajduje się Puszcza Niepołomicka. Ranna godzina, rosa, zapach budzącej się do życia przyrody i odgłosy ptaków powodowały niesamowite wrażenie. Po drodze wjechaliśmy jeszcze do Zalipia, gdzie odwiedziliśmy Dom Malarek, a etapem końcowym tego dnia był Szczucin. Zwiedziliśmy w nim Muzeum Drogownictwa. Tego dnia przejechaliśmy niespełna 105 km. Dłuższa trasa czekała na nas kolejnego dnia. Do przejechania mieliśmy 120 km. Na dodatek zaczęły się górki. Przejeżdżaliśmy między innymi przez Pacanów, gdzie zajechaliśmy na miejscowy rynek oraz do Europejskiego Centrum Bajki. Odwiedziliśmy też Pałac w Baranowie Sandomierskim, ale punktem kulminacyjnym tego dnia był Sandomierz. Zajechaliśmy na rynek, a także pod Kościół św. Jakuba i Bazylikę Narodzenia Maryi Panny. Zabrakło nam już czasu na zwiedzanie „Świata Ojca Mateusza”, czyli plebanii oraz kultowych wnętrz znanych z serialu „Ojciec Mateusz”. Pod koniec dnia czekało na nas jeszcze kilka górek i dłuższych zjazdów. Bardzo przyjemnie jechało się w blasku zachodzącego słońca. Dzień zakończyliśmy w Czyżowie Szlacheckim. Po wczesnej pobudce kolejnego ranka ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem przejeżdżaliśmy przez Solec nad Wisłą, Puławy, Dęblin i Zawichost, ale wisienką na torcie była wizyta w Kazimierzu Dolnym. Sporo czasu spędziliśmy na tamtejszym rynku. Na dodatek to był jedyny dzień w ciągu całej wyprawy, w którym złapał nas przelotny deszcz. W pozostałe dni było upalnie i sucho. Kolejnego dnia nie forsowaliśmy tempa. Tym razem nie dobiliśmy do 100 km. Po drodze przytrafiło nam się znowu kilka awarii, wliczając w nie pęknięte szprychy i dziurawą dętkę. Tym razem odwiedziliśmy Muzeum Tadeusza Kościuszki w Maciejowicach. Z większych miast przejeżdżaliśmy jeszcze przez Otwock, gdzie koniecznie chcieliśmy zobaczyć atrakcję w postaci czarnej dziury, ale okazało się, że jej wcale tam nie ma. Zaliczyliśmy za to pobyt nad tamtejszą rzeką – Świder, a dzień zakończyliśmy grillem w Józefowie. Siódemka nie okazała się dla nas szczęśliwa, a stolica nie była dla nas łaskawa. Kolejny dzień zaczęliśmy bowiem od wizyty w Warszawie, gdzie dwukrotnie złapaliśmy „kapcia”. Nie obyło się też bez wizyty w serwisie, aby wycentrować koło. Po stolicy nie kręciliśmy się zbyt długo, tym bardziej, że tego dnia do przejechania mieliśmy około 130 km, ale zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia. Po drodze spotkaliśmy czarnego bociana, odwiedziliśmy też fragmentarycznie Kampinoski Park Narodowy. Zajechaliśmy do Leszna koło Warszawy, gdzie w parku Karpinek są pozostałości po topoli białej, która uznawana była za najgrubsze drzewo w Polsce. W najgrubszym miejscu, około 10 cm nad ziemią, jej obwód wynosił ponad 14 metrów. Jednak w 2021 roku drzewo uległo naturalnemu złamaniu i pozostała po nim tylko dolna podstawa. Ale najciekawszym punktem tego etapu była wizyta w Żelazowej Woli. Tam odwiedziliśmy dom urodzenia Fryderyka Chopina oraz park jego imienia. Ten dzień zakończyliśmy w Gilówce Górnej. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnego ranka czekała nas wizyta w Płocku. Okazało się, że była to jedyna stolica Polski, w której nie mieliśmy awarii. Mało kto bowiem wie, że to miasto było stolicą Polski w latach 1079 – 1138 (za czasów Władysława Hermana i Bolesława III Krzywoustego). Po drodze przejeżdżaliśmy przez Dobrzyń nad Wisłą, a także przez przeprawę promową w Nieszawie. Nie mogło obyć się jednak bez kłopotów. Uciążliwe upały dawały nam się we znaki, a po kolejnej wymianie pękniętej szprychy we Włocławku czekało nas trzecie już na wyprawie centrowanie koła. Do miejsca docelowego dojechaliśmy późnym wieczorem, a tego dnia mieliśmy przejechane 140 km. To jednak nie był koniec atrakcji, bowiem wieczorem postanowiliśmy przejść się ulicami Ciechocinka, by zobaczyć jak ta słynna z turnusów sanatoryjnych miejscowość tętni życiem. Następnego ranka ponownie zajechaliśmy do Ciechocinka, aby odwiedzić miejscowe tężnie. Mimo że było rześkie powietrze, to dało się w nim wyczuć sól, której wdychanie pozytywnie działa na ludzki organizm. Z Ciechocinka udaliśmy się do Chełmna, które uznawane jest za miasto zakochanych. Tam odwiedziliśmy Park Miniatur. Zajechaliśmy także do Torunia, które słynie z pierników. Jazdę tego dnia zakończyliśmy w Raciążku, mając na liczniku 126 km. Kolejny dzień stał pod znakiem zamków. Odwiedziliśmy takie miasta jak Grudziądz, Kwidzyń, Sztum i Malbork. Nie zabrakło zatem dłuższych podjazdów, krętych uliczek miast i ciekawej zabudowy. Oczywiście nie obyło się bez pamiątkowych zdjęć na tle historycznych zamków. Jedynie w Sztumie natrafiliśmy na niemiłą obsługę, która nawet nie pozwoliła robić zdjęć zza bramy, karząc za wszystko płacić. Tego dnia przejechaliśmy 110 km, zatrzymując się w Malborku. Ostatni dzień naszej wyprawy zaczęliśmy od wizyty w Tczewie, gdzie dzięki uprzejmości miejscowej grupy rowerowej mogliśmy zwiedzić najbardziej urokliwe zakątki tego miasta. Na mnie największe wrażenie zrobiła lokomotywa pomalowana w barwy Republiki, a wszystko dlatego, że z tego właśnie miasta wywodził się Grzegorz Ciechowski. Następnie obraliśmy kierunek na Mikoszewo, jadąc fajnymi ścieżkami rowerowymi oddalonymi od przemieszczających się aut, a następnie polnymi drogami. W końcu dotarliśmy do Mikoszewa, gdzie czekała nas piesza wędrówka przez ponad 2 km, bowiem chcieliśmy dojść do miejsca, w którym Wisła wpływa do Bałtyku. Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia ruszyliśmy do Gdańska, gdzie mieliśmy zaplanowany ostatni nocleg. I znowu było sporo ścieżek rowerowych, jeszcze więcej mijających nas rowerzystów, a my po ponad 100 km zakończyliśmy ostatni dzień wyprawy. Przez 11 dni łącznie przejechaliśmy prawie 1300 km. Było to 11 intensywnych dni wspaniałej przygody, w trakcie której odwiedziliśmy województwo śląskie, małopolskie, świętokrzyskie, lubelskie, mazowieckie, kujawsko-pomorskie oraz pomorskie. Pogoda nam dopisała, a przyjemności z jazdy nie popsuły nam nawet awarie sprzętu. W serwisach trafialiśmy na pasjonatów kolarstwa, którzy nie brali od nas pieniędzy za swoją pracę. To pokazuje, że człowiek potrafi dostrzec człowieka w drugim człowieku. Ostatnia wyprawa pozwoliła mi zebrać kolejne doświadczenie, nauczyła cierpliwości i dystansu do rzeczy, na które nie ma się wpływu. Mogłem też zwiedzić ciekawe miejsca, w których nigdy wcześniej nie byłem. Wreszcie, była to jak dotychczas najdłuższa wyprawa w moim życiu, na dodatek odbyta w reżimie sanitarnym związanym z koronawirusem. Na pewno zapadnie mi na długo w pamięci, a w długie, zimowe wieczory będę mógł planować już wyprawy na następny rok, ale jednocześnie będę mógł wracać myślami chociażby do świetnych chwil spędzonych na trasie wzdłuż Wisły. *** Skuteczne metody uczenia się orientacji przestrzennej Piotr Malicki Zajęcia orientacji przestrzennej są bardzo ważne dla osób niewidomych oraz słabowidzących, aby móc nauczyć się poprawnego poruszania i docierania do najważniejszych miejsc życia codziennego. Dla mnie jako osoby posiadającej szczątkowe widzenie podczas takich ćwiczeń przydatne jest kilka skutecznych metod, które ułatwiają mi odpowiednie zapamiętanie tras. Określenie „orientacja przestrzenna” oznacza zmysł, który pozwala szybciej nauczyć się danej trasy oraz odbyte ćwiczenia, prowadzone przez wykwalifikowaną do tego osobę. Takich zajęć możemy poszukać w fundacjach oraz stowarzyszeniach działających na rzecz osób niepełnosprawnych, znajdujących się blisko naszego miejsca zamieszkania. W samej Warszawie istnieje kilka organizacji prowadzących projekty, w których możliwe jest szkolenie z samodzielnego poruszania się po mieście. Podczas takich ćwiczeń osoby początkujące uczą się jak prawidłowo poruszać się z białą laską, jakie techniki stosować, aby nie wpadać na przeszkody, w jaki sposób bezpiecznie przejść przez przejście dla pieszych czy wsiąść do wagonu dalekobieżnego pociągu. Natomiast zaawansowane osoby z dysfunkcją wzroku mają możliwość określenia w jakie miejsca chciałyby się nauczyć docierać i przy pomocy instruktora orientacji przestrzennej mogą odbyć takie zajęcia. Dla mnie ćwiczenia z samodzielnego poruszania się są niezwykle ważne w codziennym funkcjonowaniu. Mieszkając w stolicy, często muszę trafiać w nowe miejsca i dlatego korzystam z orientacji przestrzennej w ramach projektów w zaprzyjaźnionej fundacji. Dzięki temu znam osobę, która posiada odpowiednie wykształcenie do nauczania osób niewidomych oraz słabowidzących. Właściwa osoba jest pierwszym i bardzo ważnym elementem w uczeniu się samodzielnego poruszania, który pozwala chętnie podchodzić do zajęć. Podczas ćwiczeń z orientacji przestrzennej musimy zwracać uwagę na charakterystyczne punkty na drodze do wybranego celu. Takimi miejscami mogą być skrzyżowania, początek lub koniec budynku, zapach pieczywa z piekarni lub obiadu z restauracji, słup stojący na środku chodnika, krawężniki i schody. Natomiast osoby mające resztki wzroku mogą zwracać uwagę na kontrastowe elementy, jaskrawe kolory czy mijane napisy lub grafiki na budynku. Oczywiście każdy posiada swoje własne sposoby uczenia się tras, dlatego na pewno nie wymieniłem wszystkich, a najczęściej przeze mnie stosowane. Odpowiednio wyszkolony instruktor sam powinien zwracać waszą uwagę na takie charakterystyczne elementy, które potem ułatwiają samodzielne dotarcie do danego miejsca. Ostatnim i najważniejszym parametrem jest prawidłowe zapamiętanie drogi do naszego celu. Dzięki powyższym punktom będzie to na pewno łatwiejsze, gdyż pozwoli na skojarzenie, że np. po zapachu pieczywa mam skręcić w prawo. Często trasy do pokonania mają wiele elementów – od skrętów, przez przejścia dla pieszych i stojące przeszkody aż do liczenia, które drzwi są tymi, gdzie chcemy wejść, co utrudnia całkowite zapamiętanie drogi. Tutaj podpowiem Wam mój sposób na to, aby zaraz po zajęciach orientacji nie zapomnieć nauczonej trasy. Po kilkukrotnym przejściu danego szlaku idę jeszcze raz po tej drodze, nagrywając wszystkie elementy oraz charakterystyczne punkty po kolei na dyktafonie. W dzisiejszych czasach każdy telefon posiada możliwość nagrywania dźwięku, dlatego jest to dla wszystkich osób całkowicie dostępne. Pozwala to na zbytnie nieobciążanie naszej pamięci i możliwość odsłuchania dojścia do konkretnego miejsca nawet za kilka miesięcy. Warto też, jeśli chcemy szybko dowiedzieć się danej trasy w przyszłości, przepisać sobie nagrane wskazówki na wersję tekstową, np. w komputerze. Niestety z mojego doświadczenia, osoby żyjącej w wielkim mieście wynika, że nauczone kilka miesięcy temu dojścia często się zmieniają przez to, że np. trwa akurat tam remont lub zostało coś przestawione, dlatego trzeba poruszać się powoli i ostrożnie w takich rzadko odwiedzanych miejscach. Zawsze przed rozpoczęciem zajęć z orientacji przestrzennej musimy dobrać odpowiednią dla nas białą laskę, która pozwoli na samodzielne wyjście z domu i bezpieczne dotarcie do wyznaczonego celu. Możemy je podstawowo podzielić na jednolite, składane oraz teleskopowe. Pierwszy typ jest najlepszy dla osób, które mogą zawsze swoją białą laskę postawić tam, gdzie nikomu nie będzie przeszkadzała. Laski składane są najbardziej popularne i pozwalają na złożenie, najczęściej na pięć fragmentów. Po złożeniu laski teleskopowej w ręku pozostaje nam jedna część, która zawiera w sobie pozostałe jej fragmenty. Jest ona o tyle niewygodna, iż podczas poruszania się i uderzenia końcem laski np. w krawężnik, potrafi sama się składać. Osoby słabowidzące, które poruszają się jeszcze z pomocą wzroku, powinny wybrać białą laskę sygnalizacyjną, która jest cienka i lekka do przenoszenia. Mając taki oznaczony kij w ręku mijające nas osoby wiedzą, że mamy problemy ze wzrokiem, a poza tym zawsze możemy ją wystawić do przodu i sprawdzić co znajduje się przed nami, aby nie wpaść niespodziewanie na przeszkodę. Nie polecam takiej laski osobom szczątkowo widzącym i niewidomym, ponieważ na pewno szybko by Wam się złamała z powodu częstego, nagłego uderzania w wystające przedmioty na naszej drodze. W związku z tym osobom potrzebującym białej laski do codziennego poruszania się bezwzrokowo, polecam najzwyklejsze laski orientacyjne. Ten pomocny przedmiot możemy kupić praktycznie w każdym tyflosklepie, gdzie mamy duży wybór od różnych producentów. Jestem bardzo wdzięczny osobie, która już od kilku lat naucza mnie orientacji przestrzennej. Bez takiej pomocy wiele razy błądziłbym po dużym mieście próbując dotrzeć do celu. Dlatego polecam wszystkim osobom niewidomym oraz słabowidzącym zainteresowanie się, czy w Waszym rejonie dostępne są takie zajęcia i spróbowanie samodzielnego poruszania się po konkretnym terenie. Mam nadzieję, że dzięki wykorzystaniu powyższych wskazówek będziecie mogli lepiej i skuteczniej uczyć się orientacji przestrzennej. *** V. Na moje oko Felieton skrajnie subiektywny Jestem za życiem Elżbieta Gutowska-Skowron Jakie będą tegoroczne Święta Bożego Narodzenia? Świat wokół oszalał w pędzie do samozagłady. Nie dość, że zewsząd jesteśmy epatowani informacjami dotyczącymi pandemii COVID-19, to jeszcze niektórzy z nas stanęli po jakiejś niepokojącej, niebezpiecznej stronie, decydując się na podważanie oczywistych dotąd prawd i na atakowanie świętości innych w imię fałszywych bożków. Czymże jest bowiem stawanie po stronie śmierci, bo przecież śmierć nienarodzonych, choćby nazywało się ją aborcją lub, co po stokroć gorsze, bo do cna cyniczne, usługą medyczną, od takiego nazwania się nie zmienia i pozostaje okrutnym, brutalnym morderstwem. Płód nie jest w istocie płodem, jest człowiekiem. Czującym, cierpiącym, płaczącym, kiedy coś go boli i wyrywającym się śmierci, kiedy ta śmierć jest mu zadawana. Śmierć w imię własnej wygody i wstrętu do krzyża, który trzeba wziąć na swoje barki, nawet, a raczej przede wszystkim, kiedy na świat przyjść ma dziecko niepełnosprawne. Krzyż i wielki dar, tak patrzy na narodziny chrześcijanin. Na każde narodziny. Jakie będą następne pokolenia, jeśli dziś na ulice, z obscenicznymi hasłami, wychodzą 14-, 15-, 16-latki, manipulowane przez ekstrema polityczne? Jakąż bezdusznością trzeba się wykazywać, by wchodzić na trybuny i opowiadać o swoich dokonanych aborcjach lub o aborcjach, podczas których towarzyszyło się równie młodym koleżankom. Trudno to pojąć i trudno wytłumaczyć bezmyślnością, która charakteryzuje część młodych osób, którym wydaje się, że są niezniszczalne, że ich życie będzie trwać wiecznie i będzie pasmem niczym niezmąconego szczęścia. Otóż nie będzie, a za śmierć innych, w tym przypadku nienarodzonych, trzeba będzie zapłacić wysoką cenę. Cenę wyrzutów sumienia, które niesie się przez życie. Dla chrześcijanina pierwszą i podstawową prawdą są Narodziny Boga, Boga Człowieka, który dla nas wykonał gest uniżenia. Żył wśród nas. W jego życie, jak w życie każdego z nas, wpisana była śmierć, wpisany był krzyż. Jego Krzyż to szansa dla nas. Szansa na zmartwychwstanie. Jego Zmartwychwstanie pokazało nam drogę. Mówić zawsze tak, tak – nie, nie. Proste i oczywiste zasady, prawdy wiary, przez całe wieki pokrywały się z zasadami, jak być uczciwym człowiekiem, także wówczas, kiedy nie wierzy się w Boga. Nowe czasy pokazują, jak wszystkie te prawdy wywracane są na nice, jak są burzone i niszczone. Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia będą trudne z wielu powodów. Ograniczenia związane z pandemią, lęki i obawy, a także głębokie podziały, idące często w poprzek rodzin. Do podziałów politycznych dołączyły podziały egzystencjalne, bo tym są właśnie m.in. pytania o dopuszczenie śmierci nienarodzonych. Życzę naszym Czytelnikom, by mimo wszystko Święta Bożego Narodzenia były czasem pojednania i afirmacji życia we wszystkich jego przejawach. *** O Polsce patriotycznie Piękny czas Marek Kalbarczyk Idą święta! Ileż to razy słowa te wypowiadali polscy dziadkowie, rodzice i dzieci. Idą, idą, idą! Będzie choinka, święty Mikołaj, rodzinne spotkania, życzenia, wigilijne potrawy, no i oczywiście liczne prezenty. Idą, więc trzeba się przygotować. Przypomnieć sobie cudowną historię sprzed 2000 lat, naukę Jezusa i jej konsekwencje, wpływające na życie każdego z nas, ludzi wierzących i niewierzących. Zbliża się znakomita okazja na przeanalizowanie swoich czynów, żeby wyrzucić z siebie wszystko co złe i nieudane, a dopuścić dobre. Trzeba pomyśleć o innych – czy stanowimy dla nich istotną wartość, czy raczej ciężar. Trzeba jak najszybciej naprawić to, co pozostawia cokolwiek do życzenia. Wtedy, po tych duchowych i intelektualnych rozważaniach można projektować Mikołajki i święta Bożego Narodzenia. Idzie czas prezentów, nie tylko materialnych, ba, więcej – najlepiej głównie niematerialnych. Już można tworzyć plan spędzenia świątecznych dni – gdzie się spotkamy, przy jakim stole i w jakim gronie. Gdy się to wydarzy, przyjdzie czas na zakup choinki. W polskiej tradycji zbliżające się święta to czas odkupienia, a więc odnowy, zmiany tego, co zmiany wymaga, czas bycia lepszym niż wcześniej. Polacy się cieszą i nie ukrywają radości. To nie tylko wspomnienie przyjścia na świat Jezusa, ale także jego stała tu obecność, która oznacza wpływ Jego słów na nas wszystkich, na całą rzeczywistość. „Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”. W naszym przypadku chodzi o słowo polskie, a więc rozumienie wydarzeń u zarania dziejów na polski sposób. Jaki on jest? Jesteśmy gościnni, mili, kochający się i pełni przyjaźni. Pomagamy bliźnim i zapraszamy do siebie także nieznajomych. Nie przypadkiem przecież zaprosiliśmy tutaj przedstawicieli tylu narodów, które zadomowiły się i wzbogaciły naszą kulturę. Dzięki temu możemy i dzisiaj spotykać się i współpracować z Polakami pochodzenia białoruskiego, ukraińskiego, żydowskiego, tatarskiego, ormiańskiego, niemieckiego i wielu innych społeczności. Wystawiamy na stół dodatkowy talerz dla kogoś, kto może do nas trafić. Co roku niby nie przychodzi, ale czy na pewno? Otóż przychodzi, tyle że my tego nie widzimy. Ten talerz łączy nas z nieznajomym, a w jego osobie z milionami innych nieznajomych. Ten symboliczny talerz stanowi zarazem zaproszenie, przywitanie i podziękowanie – za to, że jest. Jako niewidomy być może łatwiej mogę sobie wyobrazić, że to miejsce jest zajęte. Przecież ktoś tam siedzi, taki milczący, który jedynie jest i patrzy. Ocenia nas łagodnym spojrzeniem i zapewne się uśmiecha. Wystawiliśmy ten dodatkowy talerz, zaprosiliśmy, więc jest. Nic nie mówi, bo nie chce zagłuszyć tego najważniejszego słowa, które wszystko spowodowało – ciałem się stało. Jak mógłby przeszkadzać? Przeciwnie, wtapia się w jego sens i stanowi jego echo. Słowo wędruje po świecie od zawsze i nie zamierza zniknąć. Jedyne czego wymaga, to jego nagłośnienia, żeby każdy z nas się doń dołączył. W oczach nieobecnego przy dodatkowym talerzu odmalowuje się miłość zarażająca innych, a my temu ulegamy i dodajemy swoje „ja” do jego Jestem, i już nie musimy się martwić, lecz radować. Właśnie w ten sposób realizuje się polskie misterium, w którym stajemy się częścią boskiego dzieła i już nie będziemy go zawodzili, lecz wbudowywali kolejną cegiełkę w gmachu ogólnoświatowego dobra. Siądziemy więc przy stołach, naprzeciw wolnego miejsca i pustego talerza, a między nami a nim wiele smaczności – wszystkie polskie z naszą wigilijną zupą, chlebem, rybą, sałatką, pierożkami i kompotem z suszu. Dookoła stołu nasi najbliżsi, którzy tak, jak potrafią o coś się spierać, teraz pogodzeni, wyciszeni i przyjaźni najpierw się modlą, a potem rozmawiają. Głowa rodziny, najlepiej babcia albo mama weźmie do rąk Biblię i odczyta o tym, jak niemal 2000 lat temu niezwykła, chociaż jakoby zwyczajna żydowska dziewczyna, posłuchała Ducha Świętego i pokornie przyjęła jego słowa. Urodziła syna, który po ponad trzydziestu latach wyjaśnił kim jest. I jeszcze ten Józef, jego człowieczy ojciec, pastuszkowie, którzy przybyli i skocznie Jemu przygrywali, wreszcie Trzej Królowie, którzy nie wiedzieć jak znaleźli dzieciątko i nam je wskazali. Przeżegnamy się, odmówimy po polsku Modlitwę Pańską i przystąpimy do życzeń – zdrowia, szczęścia, pomyślności, dobrych wyników, sukcesów, miłości… i czego jeszcze? Ba, wszystkiego najlepszego. Zaraz podejdziemy do każdego z osobna i pomyślimy o jego dobru – czego mu życzyć? Czy tego samego co innym? Nie, nie wypada! Mamy obowiązek być nieustannie zwróconym do innych i wiedzieć kim są, znaczy co jest dla każdego z nich ważne. Życzymy więc tego, o czym wiemy i ściskamy się, a w dobie epidemii spotykamy się jedynie duchowo. Siadamy do stołu i już możemy się częstować. Uf, kiedy to nastąpi??? Niedługo! Wszystko jedno! Najważniejsze jest bowiem co innego – czas i jego owoce! jest on jedynie w nas. W gruncie rzeczy być może wcale go nie ma, a wtedy to, co ma się zdarzyć jutro, jest teraz. Tak samo narodziny Chrystusa wydarzyły się nie tylko 2000 lat temu, ale wydarzają się w każdej chwili, a najbardziej w nocy z 24 na 25 grudnia. Tak to jest w polskiej kulturze. Wszystkie chwile, w których On się rodzi kumulują się w jedno wielkie przeżycie, które ożywia miłość między ludźmi, niezależnie od jakichkolwiek różnic, byle tylko budowało dobro. Będziemy więc z najbliższymi i bez względu na liczbę osób przy stole będzie rosła nasza polska radość, że mimo wszystko trwamy i jesteśmy otoczeni samym dobrem. Tak, tak, w tym wyjątkowym dniu ma do nas dostęp tylko dobro i radość. Idą święta, to zaczynajmy ich celebrację od zaraz – nie ma na co czekać! Najpierw przemyślenia i modlitwa, potem przygotowania, a na koniec coś najważniejszego dla chrześcijan i niestety niezrozumiałego dla innych – ta wszechogarniająca myśl, idea, że tam, naprzeciwko, przy stole, sięga po potrawę gość, który ni to przybył, ni nie przybył, a Jest!. *** Boże Narodzenie w dobie pandemii Radosław Nowicki Wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Niestety, koronawirus wciąż nie odpuszcza, więc zanosi się na to, że nawet w okresie świątecznym społeczeństwo będzie musiało podporządkować się licznym obostrzeniom, wytycznym i zaleceniom. Mimo, że według kościoła katolickiego najważniejsze są święta Wielkanocne, to jednak dla Polaków istotniejsze jest Boże Narodzenie. Być może wiąże się to z tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie, ze spotkaniami przy rodzinnym stole, z dziecięcą fascynacją prezentami, a nawet ze stałością tych świąt w kalendarzu. Jednak tegoroczne święta dla wielu będą zupełnie inne niż wszystkie poprzednie. Wydaje się, że największy problem z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości mogą mieć osoby starsze, które przyzwyczajone są do tradycyjnego spędzania świąt. Młodzi ludzie szybciej potrafią się przestawić, zrezygnować z pewnych obrzędów czy wykorzystać do nich Internet, co może być kluczowe w tym, aby odczuć choćby namiastkę świąt. Zanosi się na to, że wielu rodaków pracujących na co dzień za granicą może nie przyjechać do kraju na święta. Wszystko przez ograniczenia w podróżowaniu. Sytuacja jest dość dynamiczna. Nie jest wykluczone, że przed świętami dojdą kolejne restrykcje, które jeszcze bardziej wpłyną na możliwość przemieszczania się oraz wspólnego spędzania czasu w okresie świątecznym. Wszystko będzie zależało od sytuacji pandemicznej i od liczby zakażeń każdego dnia. Jednak już teraz wiadomo, że radość ze świąt będzie przytłumiona przez obawy, strach i niepewność, bowiem koronawirus niweczy plany w wielu dziedzinach życia. Nawet kupowanie prezentów pod choinkę może okazać się utrudnione. Wszak Polacy w poprzednich latach masowo szturmowali galerie handlowe, a w minionych tygodniach większość znajdujących się w nich sklepów była zamknięta. W takim wypadku zapewne trzeba będzie postawić na zakupy internetowe. Zresztą to właśnie nowoczesne technologie mogą pomóc przetrwać ten okres w osamotnieniu czy z dala od bliskich. Pandemia wpłynęła na znacznie więcej zmian. Mimo że już w listopadzie na wielu witrynach sklepowych pojawiły się świąteczne akcenty, to było ich znacznie mniej niż w poprzednich latach. W wielu miastach nie odbędą się jarmarki bożonarodzeniowe, które co roku cieszyły się dużą popularnością. Nie będzie także tradycyjnej wigilii dla ubogich i bezdomnych, która pozwalała im poczuć namiastkę świąt Bożego Narodzenia. W tym roku ze względów epidemicznych podjęto decyzję, że w wielu miastach paczki oraz wigilijne posiłki będą rozwiezione do najbardziej potrzebujących. Nie będzie także tradycyjnych zabaw sylwestrowych, które w poprzednich latach cieszyły się ogromną popularnością. Zabraknie też Sylwestrów pod chmurką, bowiem zarówno telewizje, jak i lokalni prezydenci miast zrezygnowali z organizacji takich imprez w obawie o masowe gromadzenie się na nich ludzi, a co za tym idzie – zwiększone prawdopodobieństwo zakażenia się koronawirusem. W Polsce mieszka wielu praktykujących katolików, dla których niezmiernie ważna jest warstwa duchowa świąt. W poprzednich latach kościoły gromadziły mnóstwo wiernych w czasie pasterki. Tymczasem teraz nie będzie to możliwe. Nawet one musiały podporządkować się rygorom narzuconym przez władzę. Już w trakcie Wielkanocy pojawiły się zmiany, bowiem w wielu parafiach nie doszło do tradycyjnego święcenia pokarmów. Tym razem koronawirus również odcisnął piętno na obrzędach religijnych. Od dłuższego czasu obowiązuje limit wiernych, którzy jednocześnie mogą przebywać w świątyni. Wydaje się, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie w tym roku obejrzenie w domu transmisji z pasterki w telewizji, aby nie narażać siebie oraz swoich bliskich. Wszystko wskazuje na to, że w wielu miejscach nie będzie również tradycyjnej kolędy ze względu na obawy związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Okres świąteczny związany jest z wieloma aspektami – duchowym, tradycyjnym, rodzinnym, społecznym czy psychologicznym. Jak zatem w tym trudnym czasie podejść do świąt, wziąć w nich udział, a jednocześnie zmniejszyć potencjalną możliwość zarażenia się koronawirusem? Amerykańska agencja rządowa Centra Kontroli i Prewencji Chorób ogłosiła siedem zasad bezpiecznego spędzania świąt Bożego Narodzenia w okresie pandemii. Należą do nich: Świętowanie na zewnątrz – spędzanie czasu na zewnątrz jest bezpieczniejsze niż w zamkniętych pomieszczeniach, w których szybciej rozprzestrzenia się koronawirus. Wprawdzie zimą spędzanie czasu na świeżym powietrzu nie należy do najprzyjemniejszych, ale jednak eksperci zachęcają do sięgnięcia po maseczki, czapki oraz szaliki i wybranie się na rodzinny spacer. Unikanie obszarów zwiększonego ryzyka – warto na bieżąco śledzić doniesienia związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa i unikać podróży w rejony kraju, w których liczba zakażeń jest duża. Nie oznacza to jednak rezygnacji z kontaktu z rodziną czy znajomymi. Z pomocą może bowiem przyjść nowoczesna technologia, a alternatywą dla tradycyjnych spotkań mogą stać się „wirtualne odwiedziny” przy pomocy komunikatorów takich jak chociażby Skype czy Zoom. Ograniczenie czasu świętowania – w polskiej tradycji kolacja wigilijna czy świętowanie w pierwszy i drugi dzień świąt trwają dosyć długo. Wprawdzie nie ma bezpiecznej liczby godzin świętowania, lecz warto je skrócić w porównaniu do poprzednich lat, tym bardziej, że czas przebywania z osobą zakażoną ma wpływ na rozprzestrzenianie się koronawirusa. Świętowanie w mniejszym gronie – w Polsce przy rodzinnym stole w czasie świąt zasiadają często całe, wielopokoleniowe rodziny. Tymczasem im mniej osób zasiądzie przy świątecznym stole, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że któraś z nich jest zakażona. Szczera rozmowa z gośćmi – w tym okresie warto stawiać na szczerość, szczególnie wtedy, kiedy przy świątecznym stole mają zasiąść osoby starsze i schorowane, które najbardziej narażone są na ciężki przebieg choroby. Dobrym krokiem będzie zapytanie gości czy w okresie trzech tygodni przed świętami nie miały kontaktu z osobą zakażoną oraz jaki jest obecnie ich stan zdrowia. W przypadku pojawienia się u nich jakichkolwiek objawów charakterystycznych dla COVID-19 lepiej, aby nie pojawiały się przy świątecznym stole. Noszenie maseczki – mimo że jest to dość uciążliwe, to jednak naukowcy doradzają noszenie maseczek (nawet wewnątrz). Koronawirus rozprzestrzenia się drogą kropelkową, więc maseczka stanowi pewnego rodzaju warstwę ochronną. Nie warto więc o niej zapominać, jak również o większym dystansie społecznym, nawet do 2,5 metra od siebie. Częste mycie rąk – tę czynność trzeba wykonywać nie tylko po przyjściu do domu, ale znacznie częściej. Warto uważać na często dotykane powierzchnie takie jak: klamki, piloty od telewizora, drzwi lodówki czy szafki. Po ich dotknięciu trzeba myć ręce, podobnie jak po skorzystaniu z toalety, przed jedzeniem czy przed dotknięciem twarzy, bowiem może to uchronić przed potencjalnym zakażeniem. Tak naprawdę trudno przewidzieć jak będą wyglądały najbliższe święta. Wszystko będzie zależało od decyzji, jaką podejmą Polacy. Jedni będą lekceważyli pandemię, nazywając ją plandemią i konsekwentnie nie będą przestrzegać zaleceń i ograniczeń. Dla innych najważniejsza okaże się warstwa duchowa, więc nie zrezygnują z wizyty księdza w domu czy uczestnictwa w kościelnych nabożeństwach. Innym plany pokrzyżuje zamknięcie granic, ale będą też tacy, którzy zrezygnują ze świątecznych spotkań z bliskimi, kierując się lękiem, strachem i obawami o własne zdrowie. Żadna z podjętych decyzji nie będzie zła, każda będzie słuszna, bowiem każdy z nas odpowiada za siebie. Warto jednak w tym okresie pomyśleć także o innych, bowiem to im niechcąco można zrobić krzywdę, przekazując w prezencie koronawirusa. A przecież wszyscy wolelibyśmy znacznie przyjemniejsze upominki. Obyśmy w zdrowiu przetrwali najbliższy okres. Szczepionka daje nadzieję na zatrzymanie rozprzestrzeniania się pandemii, więc jest szansa, że kolejne święta będą już takie, do jakich przywykliśmy przez lata. Cytując słowa popularnej piosenki, można rzec: jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. *** Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia O. Wysocka Zaczynamy grudzień. sklepowe półki pomału wypełniają się świątecznym asortymentem i pięknymi ozdobami. Dzieci beztrosko odliczają dni do wigilii i prawdopodobnie już wysłały listy do świętego Mikołaja, a dorośli zaczynają wielkie przygotowania oraz zakupy. Ciągle myślimy że jest jeszcze czas ale gdy zliczymy wszystkie sprawy które musimy załatwić okazuję się że wcale nie jest go tak dużo. Trzeba przecież zadbać o czysty, ozdobiony dom, piękną choinkę, kolację wigilijną, prezenty dla najbliższych jak i również o atmosferę. Warto wszystko poukładać sobie w głowie i zacząć działać. Drzewko świąteczne: Niektórzy ubierają pierwszego dnia grudnia, kolejni w mikołajki a jeszcze inni w dzień Bożego Narodzenia. Jakie drzewko wybrać? W przypadku choinki świeżej wybieramy drzewko w doniczce, po świętach można ją znowu wkopać. Jest szansa że się przyjmie i będzie dalej żyła. Świeża lecz cięta choinka szybciej straci swój urok i niestety, nada się tylko do wyrzucenia. Wigilijne posiłki: Choć każdy ma inny gust, świąteczne dania są uwielbiane przez niemal wszystkich Polaków. Według dawnej tradycji powinno być ich dwanaście lecz teraz to sprawa bardzo indywidualna. Są nawet ich odpowiedniki w wersjach wegańskich czy bezglutenowych. Oto kilka pomysłów na wigilijne dania. Tradycyjne posiłki: barszcz z uszkami, grzybowa, pierogi z kapustą i grzybami, kluski z makiem. Karp smażony, ryba po grecku, śledź po żydowsku, sałatka jarzynowa, kapusta z grochem, krokiety, makowiec, smażony dorsz Wegańska kolacja: Kapusta z grochem, pasztet z soczewicy, kompot z suszonych owoców, krem z pieczarek. Prezenty: Zwróć uwagę na zainteresowania i hobby swoich najbliższych. Możesz wprost zapytać czego potrzebują i czym się kierować w poszukiwaniach wymarzonego prezentu. Jest teraz dużo możliwości na rynku które ułatwią nam sprawę. Możemy kupić online jak i stacjonarnie. Coraz popularniejsze są bony czy vouchery na zakupy bądź daną usługę jak masaż czy kosmetyczka. Możemy również zamówić gotowy prezent od osób które tworzą różne boxy i koszyki upominkowe. Czas przygotowań i całych świąt jest niezwykle magiczny ale warto pamiętać również o tym aby nie marnować jedzenia. Kupujmy tyle ile nam faktycznie potrzeba i zjadajmy gotowe dania które pozostały po wigilii. W większych miastach są instytucje które przyjmują dobre posiłki a potem obdarowują nimi potrzebujących. *** Serca otwarte na nowe życie Aleksandra Dobkowska W życiu każdego z nas często przychodzi moment refleksji. Niespodziewane myśli, wspomnienia oraz bilans sukcesów i porażek zatrzymują umysł w jednym punkcie, lecz nie na długo. Życie płynie zbyt szybko, za dużo w nim zwrotów akcji, by chociaż przez chwilę pomyśleć i zastanowić się nad sprawami własnymi i bliskich nam osób. Czasem dochodzimy do pewnych wniosków, lecz niestety z różnych przyczyn jest już za późno, by pewne rozproszone elementy mogły na nowo stanowić całość. Boże Narodzenie, jak sama nazwa wskazuje, kojarzy się z przyjściem kogoś bardzo ważnego i nowym życiem, więc jest to dobry czas, by spróbować na nowo odnaleźć siebie, bliskich, przyjaciół, sąsiadów… Jak wiele innych obrzędów kulturowych, Boże Narodzenie posiada także swoją tradycję na kartach historii, do której warto nawiązać, podejmując problematykę refleksji nad istotą święta. Rzymianie zaczęli je obchodzić pod koniec starożytności, dlatego nie mogło być mowy o współczesnej otoczce towarzyszącej przygotowaniom do świąt. Początkowo pojawiało się wiele spekulacji dotyczących daty obchodzenia Bożego Narodzenia. Dopiero w XIV wieku przyjęto stałą datę znaną również współcześnie – 25 grudnia. Przez pierwsze 300 lat od narodzin Chrystusa świąt Bożego Narodzenia nie traktowano jako uroczystego wydarzenia. Świętem mającym największe znaczenie dla rozwoju duchowego chrześcijanina była Wielka Noc – dzień zmartwychwstania Chrystusa. Dopiero w XIV wieku pojawiło się spostrzeżenie, że Jezus, zanim zmartwychwstał, musiał się najpierw narodzić. Ten fakt jest więc w równym stopniu godny celebracji jak święto Wielkiej Nocy. Wielu historyków zastanawiało się także, dlaczego za datę narodzenia Chrystusa uznaje się właśnie dzień 25 grudnia. Niektórzy uważali, że wynika stąd, iż dokładna data tego wydarzenia nie była znana, a święto miało być obchodzone w okolicach 22 grudnia, czyli przesilenia zimowego oraz 8 dni przed kalendami styczniowymi. Według mitologii 25 grudnia to dzień narodzin boga słońca – Mitry. Hipotez i założeń pojawiało się wiele, jednak faktem jest, że święto narodzenia Chrystusa od 800 lat obchodzimy 25 grudnia i nic nie wskazuje na to, by miało się coś w tej kwestii odmienić. Tradycja obchodów świąt Bożego Narodzenia rozwijała się na przestrzeni lat. Ideą tego święta jest celebracja pojawienia się nowego życia. To także dobra okazja, by spotkać się z bliskimi i przeżywać ten wyjątkowy czas w większym gronie. Niestety przyjęte w starożytności idee zacierają się przez współczesne realia. 800 lat temu nie było mediów społecznościowych, a świąt Bożego Narodzenia nie traktowano jako okazji do rozpowszechniania handlu i przyciągania klientów do sklepów. Obecnie nie da się zapomnieć, że nadchodzą święta, gdyż od razu po uroczystości Wszystkich Świętych w mediach rozbrzmiewają reklamy nakłaniające do przedświątecznych zakupów i zachęcające kuszącymi promocjami. Większość społeczeństwa wpada w wir medialnych przynęt i już przed Świętem Niepodległości staje w długich kolejkach w poszukiwaniu prezentów. Świąteczne upominki są oczywiście jedną z tradycji związanych z uroczystością, jednak obecnie stały się kwestią priorytetową. Świąteczny komercjalizm sprawił także, że autentyczny moment narodzenia Jezusa zatraca swój urok, gdyż wiele osób zaczyna kojarzyć ten czas właśnie z reklamami często przypominającymi świąteczne piosenki lub kolędy, które śpiewane w listopadzie – po miesiącu nieustannego powtarzania – przestają być nieodłącznym elementem tego wyjątkowego czasu. Kwestie materialne są istotne, jednak nie powinno się ich przedkładać ponad duchową aurę tego czasu. Rozpatrując sprawę Bożego Narodzenia warto zatrzymać się na chwilę właśnie nad jego duchowym wymiarem. Jak wiemy, to moment magiczny, gdyż pozwala otworzyć się na nowe życie. Zastanawiam się czasem, czy my jesteśmy na to gotowi. Siedząc przy świątecznym stole zajmujemy się często sprawami przyziemnymi i nie wdajemy się w filozoficzne refleksje. Idea obchodów świąt wraz z bliskimi nie została przyjęta przypadkowo. W Biblii wielokrotnie podkreślono, że ludzie powinni być jednością. Jednak nowe życie często nie potrafi na dłuższy czas rozgościć się w naszych sercach, gdyż chowamy w sobie ukryte żale do osób, z którymi przełamujemy się opłatkiem i składamy sobie nawzajem nie zawsze szczere życzenia. Coraz mniej słyszy się przy świątecznym stole śpiewu polskich kolęd, gdyż zostaje on zastąpiony klikaniem podczas łamania się opłatkiem i składania życzeń. Warto na pewno przebaczyć sobie wzajemnie przechowywane głęboko urazy, pozwolić nowo narodzonemu Chrystusowi na długo zagościć w naszych sercach. On uczyni to tylko wtedy, kiedy będą czyste, a nasze zaproszenie szczere i niewymuszone. Nie mówię tego po to, aby moralizować, daleko mi od pouczania innych. Sama popełniam błędy, jednak chciałabym, aby w tym wyjątkowym czasie w wielu domach szczerze zabrzmiała kolęda, a nowo narodzony Jezus znalazł miejsce przy niejednym świątecznym stole. *** Pisze też artykuły do HELPA, dziś my piszemy tekst o Nim! Tekst i zdjęcia: Agnieszka Grądzka-Wadych, Jarosław Wadych Rozmowa z Andreyem Tikhonovem – laureatem I miejsca nagrody IDOL w kategorii MEDIA Andrey Tikhonov to muzyk, tłumacz, publicysta, nauczyciel, doktorant Uniwersytetu we Wrocławiu, aktywista, półmaratończyk, członek Rady Patronackiej Fundacji Szansa dla Niewidomych. Od 15 lat publikuje artykuły naukowe i popularnonaukowe w kilku językach. Gości w studiach radiowych i telewizyjnych. Prowadzi profile w portalach społecznościowych. W działalności publicystycznej kładzie nacisk na różne aspekty złożonego zjawiska niepełnosprawności, a także na znaczenie rozwoju fizycznego i intelektualnego. Ma 45 lat, ale młody wygląd – może właśnie dzięki dużej aktywności fizycznej. Jest osobą całkowicie niewidomą. Pan Andrzej odebrał statuetkę i dyplom nagrody IDOL MEDIA podczas konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND 2020. Wygłosił też referat pod tytułem: Wykształcenie i aktywność Twoją szansą. – Jak się Pan czuje jako laureat nagrody IDOL? – Z jednej strony jestem bardzo wdzięczny wszystkim, którzy na mnie głosowali w tym konkursie; z drugiej strony jest to dla mnie wielka motywacja do przyszłych działań. Będę kontynuował to, czym się zajmuję. Piszę teksty o życiu osób niewidomych i słabowidzących. Biorę udział w różnych projektach – jako ich realizator w organizacjach pozarządowych, a także uczestnik. – Jest Pan człowiekiem wielu pasji. Usłyszeliśmy na przykład, że biega Pan w półmaratonach… – Od 2 lat biegam (czego kiedyś się nie spodziewałem). W domu jednak ćwiczę od ponad 10 lat. Przygoda z bieganiem zaczęła się przez przypadek. Kolega szukał doktorantów z niepełnosprawnościami, którzy biegają, do startu w minimaratonie. Nikogo nie znalazł, dlatego powiedziałem – to ja będę tym niepełnosprawnym, biegającym doktorantem. I tak w październiku 2018 r. przebiegłem minimaraton (4000 m) i mój pierwszy półmaraton. Wcześniej biegałem już po 10-15 km, więc pomyślałem: spróbuję półmaratonu! Mój przewodnik się zgodził… Potem uczestniczyłem w kolejnych półmaratonach, a 15 sierpnia 2020 r. wziąłem udział w „Triathlonie dla Januszy i Grażyn” nad Zalewem Sulistrowickim w Sobótce. Długość wynosiła 1/8 dystansu znanego Ironmana, czyli 300 m pływania, 17 km jazdy rowerem (w moim przypadku był to tandem) i ponad 5 km biegu. Biegam z przewodnikiem widzącym, sam natomiast trenuję na siłowni. Biegamy w ten sposób, że prowadzący trzyma mnie za nadgarstek. Wiem jednak, że to nie jest najlepsza technika, bo blokuje działania rąk. Trzeba się dobrze zgrać. Lepiej biegać z linką, ale to wymaga regularnych ćwiczeń razem z przewodnikiem. Ja takiego stałego przewodnika nie mam. – W triathlonie oprócz biegania jest jeszcze jazda na rowerze i pływanie… – Pływanie było dla mnie wielkim wyzwaniem! Na basenie jest OK – czuję tor i linę po mojej prawej stronie. Natomiast w Sobótce płynęliśmy w otwartym akwenie. Zrobiliśmy tak, że przewodnik płynął z przodu, a ja byłem przyczepiony do niego linką. I jakoś się udało – szybko pokonaliśmy dystans 300 metrów. Mój przewodnik jest triatlonistą profesjonalnym, zahartowanym. Opowiedział mi, że kiedyś oglądał, jak niewidomy triatlonista „robił połówkę Ironmana”: pływanie + 90 km jazdy rowerem + bieg w półmaratonie. Niewidomy zawodnik i jego pilot mieli linę, ale było widać, że to ciężka współpraca, bo trzeba zsynchronizować ruchy. Ale można! – Podziwiamy Pański zapał, czytaliśmy w artykułach, że zwiedza Pan i cieszy się z tego… – Niektóre osoby niewidzące mówią: po co mam gdzieś jechać, jeśli i tak nic nie zobaczę? Z jednej strony tak jest – nie mogę zobaczyć, ale z drugiej – mogę poczuć klimat miejsca, doświadczać je wieloma zmysłami! Mogę porozmawiać z ludźmi! Nawet, jeśli muzeum nie jest za bardzo dostępne, to warto wybrać się tam na wycieczkę z inną osobą. Może wtedy ona opisać dane miejsce. Smaki, zapachy – to wszystko też jest ważne! Przykładowo, na zamku w Książu poszliśmy z bratem do kawiarni, porozmawialiśmy. Zjedliśmy też dobrą zupę. Spytano mnie kiedyś: dlaczego osoby niewidome chodzą po górach? Nie mogą przecież podziwiać pięknych widoków. Ja mówię, iż mogą pooddychać górskim wspaniałym powietrzem i mieć poczucie, że weszły wysoko mimo wszystkich trudności! To jest ważne! – Czy zawsze było tak, że ktoś mówił, iż Pan czegoś nie zrobi, szczególnie ze względu na niepełnosprawność, a wtedy Pan chciał udowodnić, że to zrobi? Przykłady realizacji takich celów, choćby ukończenie szkół muzycznych, pojawiły się w Pana wykładzie. – Nie! Ja po prostu chciałem daną rzecz zrobić! Chcę! Nie zawsze jednak wszystko się udaje. Czasami trzeba odpuścić. Kiedy widzę, że za dużo jest różnych barier, to odpuszczam. Generalnie – staram się rozwijać! – Co w tych różnych Pańskich działaniach jest najważniejsze? – Rozwój fizyczny i intelektualny. Zachęcam też inne osoby niewidome oraz słabowidzące do aktywności, a właściwie nie tylko osoby z niepełnosprawnościami! Ja nie żałuję, że nie widzę, a precyzyjniej – żałuję tylko pod jednym względem – gdybym widział, to byłbym bardziej efektywny w działaniach. Nie widząc potrzebuję więcej czasu, żeby zrobić daną rzecz, np. znaleźć coś w bibliotece. Ludzie, którzy widzą, nie doceniają, że mając wzrok mogą tyle ciekawych rzeczy robić. Osoba widząca, np. chcąc pobiegać – idzie do parku i biegnie! A ja nie mogę. Muszę mieć przewodnika, który będzie mi towarzyszył. – Przybył Pan jako osoba niewidoma samodzielnie na konferencję do Warszawy z Wrocławia, pociągami z przygodami – mimo awarii. Mieszka Pan w Polsce od kilku lat. Czy mimo trochę obcobrzmiącego nazwiska ma Pan polskie korzenie? – Pradziadek i dziadek byli obywatelami polskimi, którzy zostali zesłani do łagru. Potem pozbawiono ich tego obywatelstwa – dostali nowe dokumenty informujące, że są Ukraińcami. Znalazłem te informacje w archiwach. Dziadek nigdy o tym nie mówił – zakazano mu. Bywałem w różnych krajach, osiedliłem się jednak w Polsce. Okazuje się, że pan Andrzej odwiedził podczas swoich podróży z pasją również nasze rodzinne miasto – Toruń – i to całkiem niedawno. Doświadczał jego atmosfery podczas Sylwestra 2019/2020 na Starówce. Życzymy panu Andreyowi niespożytej energii do realizacji licznych pasji i bycia IDOLEM wciąż zarażającym optymizmem kolejnych naśladowców! *** VI. Jestem... To tylko mały gest Jakub Stefańczyk W marcu 2017 roku trzech młodych, zapalonych miłośników sportu utworzyło fundację, pod wiele mówiącą nazwą „NIE WIDZĄC PRZESZKÓD”. Panowie – kumple ze szkolnej ławy – odznaczali się niewątpliwym poczuciem humoru, prezes fundacji jest niewidomy, pozostali – mocno słabowidzący. Organizacja zajmuje się krzewieniem kultury fizycznej wśród osób pełno– i niepełnosprawnych, zwłaszcza z problemami ze wzrokiem. Krzewiłaby pewnie nadal, a ja nie pisałbym tych kilku zdań, gdyby nie pandemia koronawirusa. Rządowe obostrzenia jeśli nie uniemożliwiły, to na pewno znacznie utrudniły działalność fundacji. A że panowie do leniwych nie należą, to postanowili spożytkować nadmiar czasu. Pomysł na jego wykorzystanie przyniosło, jak to często bywa, samo życie. Okazało się, że wśród wielu negatywnych skutków pandemii jest i taki: osoby widzące, bojąc się o własne zdrowie, dużo mniej chętnie pomagają osobom niewidomym, nie chcąc kontaktować się fizycznie z nieznajomymi. Ten brak pomocy może mieć różne konsekwencje, od drobnych – brak wiedzy o numerze nadjeżdżającego tramwaju, po poważne – brak możliwości zrobienia zakupów. Ja sam i wszyscy moi rozmówcy zetknęliśmy się z tym problemem. Jak mówił mi Marcin Ryszka, prezes Fundacji NWP „Były takie sytuacje, że pojawiały się problemy w takich miejscach jak sklep samoobsługowy. W jednym sklepie jak obsługa była trochę milsza, to podawałeś listę zakupów i ktoś ci je przynosił do kasy, a jak ktoś był mniej miły, to kończyłeś z niczym”. Jako że sami działacze fundacji zostali dotknięci tym problemem, postanowili się nim zająć. Najlepsze, co można było zrobić, to pokazać widzącym jak ważne dla niewidomych jest ich wsparcie, a niewidomym przypomnieć, jak i gdzie mogą wszelkiej pomocy szukać. Tak pojawił się pomysł na kampanię informacyjną, początkowo pod nazwą „Widzialni (Nie)Widzialni” realizowaną w Krakowie, potem, w znacznie szerszej formule, pod nazwą „Mały gest – Wielkie wsparcie”, na terenie całej Małopolski. Nazwa kampanii, podobnie jak jej przedmiot, została podyktowana przez życie. Jeden z uczestników krakowskiej inicjatywy powiedział, że dla niewidomych mały gest przypadkowej osoby może być wielkim wsparciem. Deliberując nad nazwą kampanii zarząd fundacji uznał to za świetny slogan, na tyle świetny, że nic lepszego nie wymyślili i faktycznie, chyba mieli rację. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wymyśliwszy kampanię, trzeba było ją jeszcze zrealizować, a każde takie przedsięwzięcie kosztuje. Na szczęście organizatorom nie zabrakło determinacji i udało się im zainteresować kampanią PFRON oraz Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. Samo zainteresowanie nie wystarczyło, trzeba było działać szybko – na realizację i poprowadzenie kampanii, jak powiedział mi Piotr Niesyczyński z Fundacji NWP – przeznaczono trzy miesiące. Gotowe pomysły trzeba było zaadaptować. Ważne było też obliczenie możliwych środków do wykorzystania na kampanię. Plan maximum polegał na stworzeniu akcji ogólnopolskiej, regularnie obecnej w wielu mediach, ale nakłady finansowe na taki rozmach, póki co, nie pozwoliły. Jednak o skali wciąż trwającej kampanii niech zaświadczą już zrealizowane oraz zaplanowane inicjatywy, których jest doprawdy dużo. Przede wszystkim warto wymienić coś rzadko osiągalnego w kampaniach dotyczących osób niepełnosprawnych: cotygodniowy, sześcioodcinkowy program telewizyjny w TVP3 Kraków. Gościem każdego odcinka jest inny niepełnosprawny bohater, w tym i niżej podpisany. Odcinek składa się z dwóch części: felietonu przybliżającego sylwetkę bohatera i rozmowę w studiu telewizyjnym. Co najciekawsze w całej inicjatywie, rozmowę prowadzi niewidomy dziennikarz radia sportowego i, tak przy okazji, prezes fundacji NWP, Marcin Ryszka. Jest to wydarzenie szczególne, bo o ile niepełnosprawni bywali bohaterami reportaży, o tyle prowadzących rozmowy w studiu telewizyjnym niewidomych ludzi w Polsce jest, według mojej wiedzy, jedynie dwóch, a tylko Marcin prowadzi program w telewizji o zasięgu wojewódzkim. Jak sam mówi, dla niego było to ważne przeżycie. Ma co prawda doświadczenie dziennikarstwa radiowego, ale prowadzenie programu telewizyjnego, gdzie obraz jest chyba ważniejszy niż dźwięk, dla osoby niewidomej jest ogromnym, ale i nobilitującym wyzwaniem. Inną inicjatywą są spoty w radiu, zarówno nadawanym tradycyjnie (RMF Maxxx), jak i w aplikacji internetowej RMF ON. Powstają także cykle artykułów, zarówno w prasie kierowanej do osób z niepełnosprawnością wzroku (choćby niniejszy tekst), jak i w mediach województwa Małopolskiego – „Gazeta Krakowska” – a nawet ogólnopolskich – portal Onet.pl. Osobną kategorią działań jest kampania w mediach społecznościowych. Na Facebooku Fundacji publikowane są sukcesywnie filmiki pokazujące życie osób z niepełnosprawnością wzroku, w których zgodzili się wziąć udział ambasadorzy – znane osoby ze świata mediów, sportu i kultury, np. Zbigniew Boniek, Mateusz Borek, Artur Dziurman, Urszula Grabowska. Nie chcąc zdradzać wszystkiego, zachęcam do śledzenia kampanii „Mały gest – Wielkie wsparcie” we wszelkich mediach, nie odbiorę Państwu całej przyjemności z zaskoczenia jej świetnym poziomem. Z tego, co napisałem można wywnioskować, że prace przy tak potężnym przedsięwzięciu zajmowały wiele czasu. Każdą inicjatywę trzeba było przygotować koncepcyjnie, omówić z twórcami (dziennikarzami, autorami tekstów itd.) tak, aby spotkały się wizje zamawiającego i realizatora. Samo nagranie jednego odcinka programu telewizyjnego, trwającego kwadrans, to bite kilka godzin pracy. Nie mówiąc o jego przygotowaniu do emisji: dograniu muzyki, zrobieniu audiodeskrypcji – tak, profesjonaliści z fundacji zadbali także o dostępność – a przede wszystkim zmontowaniu materiału. Dla mnie, który miałem zaszczyt być bohaterem jednego odcinka, było to wspaniałe wyzwanie, ciekawe przeżycie, ale i sporo pracy, zwłaszcza z wytłumaczeniem mojemu psu przewodnikowi, że po raz trzeci musi przejść tą samą trasą, bo akurat w dwóch poprzednich momentach operator kamery miał złe światło. A co ma powiedzieć ten właśnie operator, reżyser każdego odcinka, o prowadzącym Marcinie nie wspominając? Dlatego warto docenić ogrom pracy włożonej przez wszystkich zaangażowanych w projekt i szeroko rozpropagować jego efekty. Rozpropagować tym bardziej, że jednym z nich będzie broszura kierowana do niewidomych, stanowiąca kompendium wiedzy o tym gdzie i jak można uzyskać pomoc, jak podchodzić do ludzi chcąc ją uzyskać, prezentująca wszechstronnie możliwości, jakie dzisiejszy świat daje osobom z niepełnosprawnością wzroku. Szanowny czytelniku, sam widzisz, zapoznawszy się pokrótce z działaniami prowadzonymi w ramach kampanii „Mały gest – Wielkie wsparcie”, że mogą one przynieść wymierne efekty społeczne. Z jednej strony – osoby pełnosprawne będą mogły dowiedzieć się, że niepełnosprawni to tacy sami ludzie jak oni. Że nie są to ani „biedni niepełnosprawni” potrzebujący litości i taryfy ulgowej, ani niezwykli bohaterowie, dla których wyjście do sklepu to wyczyn na miarę zdobycia Mont Everestu. Z drugiej strony niepełnosprawni, którzy z jakiejkolwiek przyczyny noszą w sobie paraliżujący przed samorealizacją lęk – a każdy z nas musiał się z tym lękiem kiedyś zmierzyć – być może dzięki tej kampanii, też zechcą wziąć byka za rogi i żyć pełnią życia? Może warto podzielić się nią z innymi, dać lajka, udostępnić filmik, powiedzieć o transmisji w telewizji. Dla ciebie, drogi Czytelniku, to będzie mały gest, a dla kogoś, kto waha się czy podejść i pomóc niewidomemu na ulicy, to będzie wielkie wsparcie w podjęciu dobrej decyzji. *** VII. Kultura dla wszystkich Bogactwo znaków, symboli i zwyczajów okresu Bożego Narodzenia Anna Hrywna Bożonarodzeniowy świąteczny nastrój o jakim myślę, do którego pragnę wracać, którego przywołanie na myśl niemalże automatycznie powoduje, że na sercu i duszy robi się a to ciepło i przyjemnie, a to chłodno i wzruszająco, nieodzownie wiąże się z utrwalonymi w tradycji zwyczajami zachowanymi przez lata i przekazywanymi nam z pokolenia na pokolenie. Warto je przywoływać i pielęgnować, jako że postępująca komercjalizacja świąt Bożego Narodzenia wypacza ich charakter, de facto „odświętniając” ich duchowe przeżycie. Już nie raz, w tym na łamach tego miesięcznika, pozwalałam sobie na żartobliwe, niejako wykreowane przez współczesny świat określenie wspomnianych świąt jako „świąt reniferka i bałwanka”4, którym jednak daleko do istoty świąt Bożego Narodzenia. Nie zdołam w jednym artykule oddać całego bogactwa znaków, symboli i zwyczajów okresu Bożego Narodzenia, ale krótki przegląd wybranych bożonarodzeniowych zwyczajów to już coś zgoła innego. A zatem: Okres przygotowania do Bożego Narodzenia rozpoczyna się w pierwszą niedzielę Adwentu, która stanowi również początek nowego roku liturgicznego w Kościele. Adwent to piękny, czterotygodniowy czas przygotowania – nie domu, nie ozdób choinkowych, a własnego serca i wnętrza. Czas oczekiwania na kolejne obchody narodzenia Pana, ale głównie czas oczekiwania na zapowiedziane powtórne Jego przyjście. Adwent to jeszcze czas tęsknoty, okres stosunkowo smutny, „odziany” w liturgiczne fioletowe szaty – symbol pokuty, pojednania z Bogiem i ludźmi. W każdą z czterech adwentowych niedziel w kościele, ale i w domach, zapala się kolejną świecę na adwentowym wieńcu, którego krąg symbolizuje zamknięty, ale i powracający krąg życia. Warto jest upleść swój własny wieniec adwentowy, a następnie wspólnie z rodziną gromadzić się przy nim każdej adwentowej niedzieli w duchu krótkiej nawet modlitwy i oczekiwania. W okresie Adwentu w kościele katolickim odprawiane są poranne (w tradycji o świcie, dziś już o różnych porach dnia) – msze święte ku czci Maryi Panny zwane roratami. Msze upamiętniają Matkę Boską jako Matkę Syna Bożego. Tę, która uwierzyła zwiastującemu Jej wolę Bożą Archaniołowi Gabrielowi i która z pokorą wolę tę przyjęła. Dzieci przynoszą na roraty lampiony adwentowe, tj. najczęściej czworoboczne lampy z witrażowymi szybkami, a czasem własnoręcznie wykonane lampiony, które to oświetlają początkową część mszy roratniej, kiedy w kościele zgaszone zostają światła, a płonące lampiony symbolizują oczekiwanie na przyjście Pana – niczym w przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych (Mt 25, 1-13). Roraty, a tym bardziej rekolekcje adwentowe, to dobry sposób na duchowe przygotowanie się na pełnię świętowania, na sakrament pokuty, na uporządkowanie swojego wnętrza tak, by nowonarodzonego Chrystusa przyjąć w sercu jak najlepiej, kiedy już przyjdzie. Okres Adwentu kończy się 24 grudnia. Świąteczne życzenia w gronie najbliższych złożymy sobie osobiście, w wieczór wigilijny, przy wigilijnym stole, albo w kolejnych dniach świątecznych, gdy odwiedzi nas rodzina. Dobrym zwyczajem, który staram się nadal pielęgnować w tradycyjnej, pocztowej postaci, jest wysłanie życzeń świątecznych do dalszej rodziny bądź znajomych, z którymi nie będzie okazji spotkać się i uścisnąć osobiście. Wypisane odręcznie kartki pocztowe – w miejsce tak popularnych dzisiaj gotowych kart wirtualnych, bądź wierszowanych, nieraz żartobliwych życzeń SMS-owych – niosą ze sobą szczególną wartość pozamaterialną. Są wyrazem naszej szczególnej uwagi, życzliwości wobec adresata, wymagają poświęcenia czasu na ich staranne wypisanie, na dobór bądź ułożenie własnych, osobistych życzeń względem osoby, do której je kierujemy, wreszcie na wybór samej kartki, której przepiękna (a może nawet własnoręczna wykonana!) kompozycja zapewne ucieszy obdarowaną osobę. A jeśli do kartki dołączę symbolicznie mały opłatek – to tak, jakbym podzieliła się nim z odbiorcą. Nawiasem mówiąc, sam wybór kartki jest nie lada wyzwaniem – osobiście stawiam na te z motywem chrześcijańskim, zgodnie z istotą święta, z okazji którego pozdrawiam adresata. Wigilia – choć słowo to kojarzy się nam w szczególności z dniem 24 grudnia, to warto wiedzieć, że wigilia to dzień poprzedzający wielką uroczystość, stąd możemy mówić również o m.in. Wigilii Paschalnej, Wigilii Zesłania Ducha Świętego. Samo słowo wigilia oznacza w języku polskim czuwanie. Ten szczególny, jedyny w swoim rodzaju wieczór w roku, obfituje w szereg znaków, symboli, zachowań poniekąd niepowtarzalnych żadnego innego dnia. Od dziecka pamiętam, jak mawiano o rozmaitych wierzeniach i przesądach związanych z tym właśnie dniem. Wiele z nich wywodzi się z tradycji ludowej; okazuje się bowiem, że dawniej wigilijna tradycja łączyła w sobie zwyczaje chrześcijańskie i pogańskie – różnych ludów, wyznań i kultur. Głębsze studia tego tematu zapewne przywiodłyby nas do szerokiej, wielostronicowej rozprawy na ten temat. Chciałabym odnieść się tutaj jedynie do tych elementów, które Kościół Katolicki przyjął i wypełnił własną treścią, pomijając przy tym zasłyszane niegdyś wróżby i przesądy, które towarzyszyły naszym babciom i dziadkom – odsyłając przy tym chętnych do ewentualnej, zgłębionej lektury pozycji z dziedziny kulturoznawstwa itp. Wigilijna wieczerza posiada swój własny porządek. Przy wigilijnym stole – zwyczajowo nakrytym białym obrusem, na którym stawia się krzyż, świecę, Pismo Święte i opłatek (podobieństwo ołtarza5) – członkowie rodziny zasiadają z nastaniem zmroku i pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdy, która przypomina o Gwieździe Narodzenia Pana Jezusa (Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło – Iz 9,1). Wieczerza rozpoczyna się wspólną modlitwą, którą prowadzi ojciec rodziny lub inna osoba wedle starszeństwa. Porządek modlitwy obejmuje stałe elementy, aczkolwiek według różnych wytycznych kolejność wspólnej modlitwy może być odmienna, m.in. następująca: Obowiązkowo odczytuje się Ewangelię o Narodzeniu Jezusa Chrystusa (zwyczajowo Łk 2-14: W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta (...) Następnie intonuje się kolędę Wśród nocnej ciszy, po czym następuje wspólna modlitwa próśb, Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu, Wieczne odpoczywanie za zmarłych z rodziny, w szczególności za tych, których zabrakło wśród nas od ostatniej wigilijnej wieczerzy. Następnie rodzina dzieli się opłatkiem6, składając sobie wzajemnie życzenia. To bardzo wzruszający moment wieczoru. Co ciekawe, roznoszenie opłatka, jak pisze ks. Tymoteusz w niewielkiej, ale wypełnionej interesującą treścią broszurze pt. Dzielę się z wami opłatkiem, było dawniej przywilejem organisty. „Mama podawała talerzyk z serwetką, pan organista kładł opłatek ze czcią, mama całowała opłatek tak, jak się chleb całuje, zawijała go i pakowała. Potem tłumaczyła dzieciom: Teraz bądźcie grzeczne, bo już Matka Boża ze świętym Józefem przychodzą do każdego domu i pytają, czy mogą przyjść w Wigilię i w noc Bożego Narodzenia (...)”7. Autor broszury zauważa, że warto byłoby wrócić do tej tradycji, w szczególności, że dziś opłatkiem handluje kto może, a opłatek choć nie jest Komunią Świętą, to bardzo Ją przypomina. Na wigilijnym stole zwyczajowo pozostawia się jedno puste nakrycie8. Dla każdego z nas może ono mieć inny wymiar, inne znaczenie. Jedni z nas widzą w nim miejsce dla zbłąkanego wędrowca. Tego wieczoru, tej nocy nikt z nas nie powinien być sam, dlatego też uznaje się, że powinniśmy zaprosić do stołu każdą potrzebującą osobę, jeśli wówczas nas o to poprosi. Dla innych puste nakrycie to miejsce symboliczne, bo wyznaczone dla osoby, która znajduje się daleko od nas, a która nie może tego wieczoru spędzić razem z nami. Wreszcie – i ta symbolika zapewne jest najbardziej rozpowszechniona – puste miejsce przy stole jest wyrazem naszej pamięci o tych, którzy odeszli, których tak bardzo nam brakuje, których nieobecność tak bardzo wciąż nas porusza, a w tym szczególnym dniu i w tych wzruszających okolicznościach tym bardziej nam ciąży. Tradycją było i jest, że Wigilia to dzień postu, aczkolwiek wigilijny post nie wynika aktualnie z obowiązujących przepisów Kodeksu Prawa Kanonicznego. Utrwalone w tradycji przyzwyczajenie nie pozwoliłoby mi jednak odstąpić od tej zasady, dlatego też Wigilia rokrocznie pozostaje dniem postnym w moim domu. Według różnych źródeł, do których sięgnęłam sporządzając ten artykuł, spotkałam się z sugestią, że na stole wigilijnym powinno znajdować się 12 bądź 13 tradycyjnych potraw, choć przyznam szczerze, że odkąd pamiętam mawiano wyłącznie o dwunastu potrawach. A ich lista, w zależności od regionu, obejmuje m.in. barszcz wigilijny z uszkami, zupę grzybową, pierogi z kapustą i grzybami, kapustę z grochem lub z grzybami, karpia smażonego lub w galarecie, rybę po grecku, śledzie w śmietanie lub oleju, kluski z makiem, kutię, makowiec, kompot z suszu, piernik i inne, lokalne specjały. Niewątpliwie ryba, jako stary znak chrześcijański, jest jednym z centralnych dań wigilijnego wieczoru. Ale też każda z potraw tej wyjątkowej wieczerzy jest szczególna, każda przygotowana z pietyzmem – wszak okazja nie byle jaka, a i część z wyżej wymienionych spożyjemy wyłącznie tego wieczoru. Dom wypełniony od rana kuszącym zapachem, który – o zgrozo – potęguje postny charakter wigilijnego dnia – oto kolejne z moich skojarzeń z Wigilią. Po kolacji wigilijnej cała rodzina wspólnie odśpiewa przepiękne polskie kolędy. A gdyby tak określić, która z nich najpiękniejsza... Jak dla mnie, od lat niezmiennie, Bóg się rodzi. Choć każda z nich ma przecież w sobie coś szczególnego i żaden „ranking” nie jest tutaj potrzebny. A po wspólnym kolędowaniu i odpoczynku rodzina uda się na pasterkę – Mszę św. sprawowaną o północy, upamiętniającą przybycie do Dzieciątka czuwających w polu pasterzy jako pierwszych (!), po to, aby oddać mu pokłon. Choinka, świątecznie przybrana, zielona i żywa, pachnąca żywicą, nieodłączna ozdoba w czasie świąt Bożego Narodzenia. Choć dziś w modzie są te awangardowe, ekologiczne, np. „choinka” z rozłożonej drabiny, to nie ukrywam, że pomimo, iż w moim domu przez wiele lat gościła choinka sztuczna, to najbardziej lubię pachnące, żywe drzewka. Nie trzeba ich przecież wycinać, można wybrać drzewko w donicy, które trafi następnie do naszego ogrodu. Tradycja ubierania choinki przywędrowała do Polski z Niemiec. W trzeciej ćwierci XIX w. zwyczaj ten upowszechnił się początkowo w zamożniejszych domach9. Dziś trudno wyobrazić sobie bez niej świątecznie ozdobionego domu. Choć możemy wybierać w rozmaitych ozdobach, wręcz „stylizować” choinkę pod kątem własnych upodobań, kolorystycznie, zgodnie z estetyką wystroju wnętrz itp., to... tęskno mi do TEJ choinki, którą w dzieciństwie ubierałam wspólnie z dziadkiem. A były na niej wszelakie cudowności: długie, pakowane w świecące papierki cukierki, jabłka, pachnące lukrowane pierniki rozmaitych kształtów, lampki – oświetlenie szeregowe, gaszone przez wykręcanie jednej żarówki, która niemiłosiernie parzyła w dłonie, anielskie włosy, ogromne, prawdziwe, tj. szklane bombki, w którym dziecięca twarz wyglądała i strasznie, i śmiesznie zarazem... A i prezenty pod choinką są naszą świąteczną tradycją. Dobrze jest sprawić bliskim radość obdarowując ich tego dnia nawet symbolicznym, niewielkim, powtórzę się – być może własnoręcznie wykonanym – podarkiem. Byleby prezenty, ich rodzaj, wartość, nie przysłoniły tego co i Kto w tych dniach najważniejsze. Pod choinką dobrze postawić również bożonarodzeniową szopkę. Ta kompozycja z obowiązkowymi figurami świętych Marii, Józefa, Dzieciątka, zwyczajowo także z wołkiem i osiołkiem (wokół których swego czasu zrobiło się nieprzyjemnie głośno – jakoby mieli zostać nawet „usunięci” z szopki), niech przypomina o tym, że Wszechmocny Bóg zamieszkał wśród zwykłych ludzi, ubogo, w stajni (Pan niebiosów obnażony (...) A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami). Interesującym zwyczajem okołobożonarodzeniowym są również jasełka, tj. widowiska o Bożym Narodzeniu wzorowane na średniowiecznych misteriach franciszkańskich, których nazwa wywodzi się od staropolskiego słowa jasło oznaczającego żłób. Jasełka zwane także szopką, betlejemką, wystawiane są często w kościołach, bądź szkołach i przyciągają uwagę wielu zainteresowanych, nie tylko spośród rodziców pociech odgrywających przypisane sobie role w przedstawieniu. W okresie Bożego Narodzenia do domów parafian przychodzą z odwiedzinami księża, na tzw. kolędę. Gospodarz domu wychodzi po księdza, który następnie wspólnie z ministrantami wchodzi do pomieszczenia, w którym zgromadzona jest cała rodzina; następuje wspólna modlitwa, poświęcenie domu, błogosławieństwo; następnie krótka rozmowa mająca na celu bliższe poznanie rodziny, także jej radości, smutków, problemów. Kapłan pozostawia w domu pamiątkę kolędy, zwyczajowo obrazek albo broszurę. W okresie bożonarodzeniowym, 6 stycznia, obchodzimy jeszcze święto Objawienia Pańskiego, tzw. Trzech Króli, właściwie Mędrców ze Wschodu (wedle różnych źródeł: uczonych, magów, kapłanów, królów) z krajów pogańskich, którzy za przewodzącą im Gwiazdą Betlejemską dotarli do stajenki, aby oddać pokłon nowonarodzonemu. Dary złożone przez nich Dzieciątku to według podań mirra, kadzidło i złoto. Okres Bożego Narodzenia w roku liturgicznym zamyka święto Chrztu Pańskiego, które przypada w najbliższą niedzielę po uroczystości Objawienia Pańskiego. Niemniej jednak choinki, szopki i świąteczne dekoracje zwyczajowo pozostają w naszych domach i kościołach do dnia 2 lutego, tj. do święta Ofiarowania Pańskiego, zwanego też świętem Matki Boskiej Gromnicznej, jako że tego dnia święcimy w kościele gromnicę, która ma strzec nasze domy od nieszczęść, także towarzyszyć bliskim lub nam samym w chwili odejścia, jako symbol Światłości, która nie zna zmierzchu. Do tego dnia zwyczajowo w kościele śpiewamy również kolędy. Te i inne świąteczne zwyczaje, tak zakorzenione w naszej tradycji, ukształtowały mój sposób świętowania tych szczególnych dni. Ta żywa tradycja, pielęgnowana w moim, jak i w milionach polskich domów, nadaje przeżywanym świętom Bożego Narodzenia szczególnego charakteru i wymiaru. Niech tak będzie także i w tym, niewątpliwie trudnym dla nas wszystkim 2020 roku. Marana tha! Przyjdź Jezu, Panie! W swej chwale do nas zejdź! Marana tha! Usłysz wołanie! Gdy się wypełnią wieki. *** Idziemy Szlakiem Powstań Śląskich Anna Haupka Większości z nas historia kojarzy się z nudnym przedmiotem w szkole, pełnym dat do zapamiętywania, dziwnych imion władców i cesarzy – nic, tylko ciągle jakieś konflikty, wojny, rozbiory i powstania – choć nie brakuje również pasjonatów czerpiących satysfakcję z odkrywania przeszłości oraz przekazywania swojej wiedzy na ten temat innym. Pojawia się tutaj pytanie, w jaki sposób przekazywać historię tak, aby była ona przystępna dla przeciętnego odbiorcy? Jak wzbudzić zainteresowanie i przyciągnąć uwagę? Oczywiście można być wspaniałym mówcą i specjalistą w tej dziedzinie, potrafiącym zarażać swoją pasją słuchaczy. Można jednak również podejść do tematu w dosyć niekonwencjonalny sposób, np. tak, jak uczestnicy projektu katowickiego oddziału Fundacji Szansa dla Niewidomych pod nazwą „Szlakiem Powstań Śląskich”, którzy o historii regionu opowiedzieli dźwiękiem. Głównym założeniem projektu było przeprowadzenie warsztatów teatralnych, w trakcie których niewidomi i słabowidzący beneficjenci, pod okiem świetnego aktora, pana Marcina Tomaszewskiego, stworzyli spektakl opowiadający o trzech powstaniach, które odegrały znaczącą rolę w późniejszych losach Górnego Śląska. Swoją tematyką warsztaty wpisały się w obchody setnej rocznicy wybuchu powstańczych zrywów. Autorem scenariusza i zarazem reżyserem sztuki był sam prowadzący, pan Marcin Tomaszewski. Scenariusz spektaklu opierał się na polskich tekstach literackich oraz dorobku kultury ludowej Górnego Śląska. Nawiązywał do twórczości takich artystów jak m.in. Stanisław Hadyna, Adolf Dygacz czy Zofia Kossak-Szczucka. Realizację przedsięwzięcia niewątpliwie utrudniała sytuacja epidemiczna w kraju, która bezpośrednio wpływała na frekwencję uczestników. Spotkania odbywały się cyklicznie przez siedem kolejnych sobót w Domu Kultury w Katowicach-Bogucicach. Cały projekt finansowany jest ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu ,,Kultura-Interwencje" oraz z budżetu Miasta Katowice. Kilka słów o samych powstaniach Po zakończeniu I wojny światowej, w okresie odradzania się Państwa Polskiego, na ziemiach Górnego Śląska, należących wówczas formalnie do Niemiec, zaczęło rosnąć niezadowolenie społeczne. Fala protestów i wystąpień robotniczych, będąca odpowiedzią na represyjną politykę Niemiec, doprowadziła do wybuchu I Powstania. Za jego bezpośrednią przyczynę uznaje się masakrę górników z kopalni Mysłowice. Trwało ono od 17 do 24 sierpnia 1919 r. Niestety zakończyło się klęską Ślązaków z powodu niedostatecznego przygotowania. Rok później w nocy z 19 na 20 sierpnia wybuchło II Powstanie, które również nie trwało długo, bo zaledwie pięć dni. Wówczas jednak powstańcom udało się opanować większość strategicznych terenów przemysłowych oraz rozbroić znienawidzoną policję niemiecką (Sicherhietspolizei lub Sipo). Następnie rozpoczęto przygotowania do plebiscytu, na podstawie wyników którego miano zadecydować o przynależności Górnego Śląska do Polski lub Niemiec. Odbył się on 20 marca 2021 r., ostatecznie jego wynik nie usatysfakcjonował żadnej ze stron. Została podjęta decyzja o wybuchu III Powstania w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Działania zbrojne rozpoczęły się od wysadzenia dziewięciu kolejowych mostów, co uniemożliwiło stronie niemieckiej sprowadzenie posiłków. Walki toczyły się w czterech fazach, ostatecznie zakończyły się 5 lipca 1921 roku. Wynik tego ostatniego zrywu można nazwać militarnym remisem, w rezultacie którego Polsce przypadło ok. 1/3 spornego terytorium, z Katowicami włącznie. Uzyskano 50 procent górnictwa i 76 procent przemysłu hutniczego, co miało niebagatelne znaczenie dla gospodarki II Rzeczpospolitej. Jak przebiegały warsztaty Uczestnicy projektu spotykali się na próbach raz w tygodniu. Każda z nich rozpoczynała się od ćwiczeń z zakresu emisji głosu i technik prawidłowego oddychania. Jednym z najciekawszych zadań i zarazem sprawiających najwięcej trudności było ćwiczenie, które podobno najlepiej ustawia nasz aparat głosowy do pracy, a polegało ono na powtarzaniu w dosyć szybkim tempie takiej zlepki spółgłosek: mnrlw po kolei z każdą samogłoską. Kiedy głosy były już właściwie rozśpiewane, aktorzy amatorzy przystępowali do pracy nad spektaklem, którego premiera odbyła się 10 października bieżącego roku na scenie Miejskiego Domu Kultury Bogucice-Zawodzie w Katowicach. Było to niezwykłe przedstawienie, bo praktycznie pozbawione scenografii i kostiumów, a także ruchu scenicznego. Najważniejszą rolę odgrywał dźwięk, który stał się głównym przekaźnikiem treści. Widownia odbierała spektakl tylko za pomocą słuchu i własnej wyobraźni, co sprawiło, że wydarzenie było dostępne zarówno dla publiczności pełnosprawnej, jak i tej z dysfunkcją wzroku. Ktoś teraz mógłby powiedzieć: co w tym takiego ciekawego, pewnie tylko śpiewali i recytowali. Nic bardziej mylnego, ponieważ w zasadzie dialogi pomiędzy bohaterami też zostały okrojone do minimum, a akcja była chwilami bardzo dynamiczna. Przeważały takie elementy jak: marsz powstańców, jazda konna, a przede wszystkim prawdziwa powstańcza bitwa, a to wszystko przedstawione przez aktorów przy pomocy różnego rodzaju odgłosów, rąk i nóg. Do imitacji palącego się w kominku drewna użyto np. wykałaczek, zaś dźwięk płyty gramofonowej naśladowało wypuszczanie powietrza z miecha akordeonu. Akcja przedstawienia rozpoczynała się w ciepłym, przytulnym salonie śląskiej rodziny, w którym unosił się zapach dymu z kominka i świeżego ciasta. We wspomnieniach babci, zapytanej przez wnuki o to czy pamięta czasy powstań, przenosimy się do tamtego okresu i towarzyszymy powstańcom w walce. Co ciekawe, gdy rozmawiałam z publicznością obecną na premierze i zadawałam im pytanie co wyobrażali sobie słysząc te wszystkie efekty dźwiękowe, ich odpowiedzi naprawdę pokrywały się z tym, co aktorzy mieli na celu przedstawić. Zaplanowane były kolejne pokazy, ale zostały odwołane z powodu zaostrzającej się fali koronawirusa. Możliwość wzięcia udziału w tym projekcie niewątpliwie była dla uczestników wspaniałą i inspirującą przygodą, okazją do poszerzenia wiedzy zarówno o teatrze, jak i tej z zakresu historii lokalnej, a także szansą nabywania nowych umiejętności, stanowiących podstawę do dalszego rozwoju. Wydarzenie miało również na celu integrację środowiska osób niewidomych ze społeczeństwem poprzez wymianę wzajemnych doświadczeń. Mam ogromną nadzieję, że tego typu przedsięwzięcia, angażujące osoby z niepełnosprawnościami, będą organizowane częściej, oczywiście gdy tylko sytuacja epidemiczna na to pozwoli. Myślę, że integracja poprzez kulturę mogłaby dla tych osób stać się swego rodzaju formą rehabilitacji społecznej. *** Galicyjskie Eksploracje Agnieszka Widurska Projekt „Galicyjskie Eksploracje” to cykl czterech twórczych, integracyjnych warsztatów, które zostały zorganizowane w Miasteczku Galicyjskim, jednym z oddziałów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. W miejscu tym podjęto udaną próbę zrekonstruowania galicyjskiego miasta z XIX w. wybierając starannie elementy charakterystyczne dla okresu panowania austro-węgierskiego na tych terenach. Galicja, fascynujący badaczy do dziś tygiel kulturowy, jako kraina rozciągała się od Chrzanowa przez Kraków, Nowy Sącz, Tarnów dalej aż po Lwów i Stanisławów, a nasze spotkania pozwolą zanurzyć się w jej dawnej historii. Zapraszamy do multisensorycznego, pobudzającego wyobraźnię uczestników zwiedzania Miasteczka oraz kilku spośród wielu jego pracowni i warsztatów: u Zegarmistrza poszukamy czy i „Jaką duszę ma zegar?”, udamy się do Zakładu Fryzjerskiego i poznamy polskie korzenie nasłynniejszego fryzjera Gwiazd Hollywood w części „U Fryzjera”, odwiedzimy wnętrze starej Apteki w odcinku „Od pigulnicy po zioła”, a na koniec u Garncarza dowiemy się Jak kiedyś garnki lepiono? Zachęcimy też naszych słuchaczy i widzów do wzięcia udziału we wspólnych warsztatach dzięki przygotowanym narzędziom i składnikom. Galicyjskie Eksploracje to projekt kierowany do wszystkich: dużych i małych, pełno– i niepełnosprawnych. Tych mieszkających w Nowym Sączu, jak i tych, którzy jeszcze tam nie byli. To propozycja nie tylko na okres pandemii. Premierowe emisje zarejestrowanych spotkań odbędą się na początku grudnia na platformie zoom i składać się będą z trzech części: edukacyjna: przewodnik – klasycznie oprowadzający – oraz elementy audiodeskrypcji – zarejestrowanej w formie słuchowiska w technologii binauralnej. dyskusja: oparta na wymianie wrażeń, opinii, doświadczeń oraz wspomnień uczestników i twórców nagrań, ich kontaktu z eksponatami – z słuchaczami zgromadzonymi przy ekranach. manualna (artystyczna): pozwalająca na samodzielne przygotowanie w domu przedmiotów takich jak klepsydra czy ozdobna ceramiczna miska, oraz naturalnych kosmetyków – szamponu i maści – zgodnie z omawianymi warsztatami. Słuchowiska, filmy oraz wydawnictwo specjalistyczne (w formie książki w druku transparentnym) dostępne będą bezpłatnie na nośnikach oraz na stronach Fundacji Szansa dla Niewidomych, Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu oraz partnerów projektu. Zachęcamy do wspólnej eksploracji Galicji! Informacje o możliwości wzięcia udziału i pobraniu materiałów: Fundacja Szansa dla Niewidomych – Tyflopunkt w Krakowie Aleja Słowackiego 46/3 30-018 Kraków tel. kom: 695 966 541 krakow@szansadlaniewidomych.org. Projekt Galicyjskie Eksploracje w ramach programu Edukacja Kulturalna, dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. *** SZAFIROWA PRACOWNIA Magdalena Zarychta Trwa realizacja dwuletniego projektu pt. „SZAFIROWA PRACOWNIA” WYSPIAŃSKIEGO w ramach programu Edukacja Kulturalna, dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Trzy grupy odbiorców, dzieci ze Szkoły Podstawowej im. ks. S. Konarskiego w Wielkiej Wsi, Szkoły Podstawowej nr 34 im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, w Krakowie oraz dorosłe osoby niepełnosprawne ze Środowiskowego Domu Samopomocy Caritas Archidiecezji Krakowskiej biorą udział w cyklu warsztatów kreatywnych. Każde spotkanie związane jest z inną dziedziną twórczości, którą zajmował się Stanisław Wyspiański, pracując w Szafirowej Pracowni przy ulicy Krowoderskiej w Krakowie. Uczestnicy projektu między innymi malowali swoje autoportrety, widoki z okna, ozdabiali sosnowe stołki w motywy roślinne, stworzyli płaskorzeźby z gliny przedstawiające kwiaty znane z twórczości Wyspiańskiego. Powstały zakładki do książki z wykorzystaniem motywów roślinnych w technice frotażu oraz projekty własnych wersji nowego kostiumu Lajkonika, inspirowane twórczością artysty. Uczestnicy zadania natchnieni „Szafirową Pracownią” oraz dziełami, które w niej powstały stworzą projekt muralu inspirowany twórczością artysty. Malarstwo wielkoformatowe, które zostanie zrealizowane w plenerze, w pobliżu ostatniej pracowni artysty, będzie wyrazem przyjaźni zawartej ze Stanisławem Wyspiańskim. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury Partnerzy: HELP miesięcznik tyflorehabilitacyjny Stowarzyszenie „Dobrze” Szkoła Podstawowa im. ks. S. Konarskiego w Wielkiej Wsi Szkoła Podstawowa nr 34 im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, w Krakowie Środowiskowy Dom Samopomocy Caritas Archidiecezji Krakowskiej KULTURATKA.PL niepelnosprawni.pl *** USZY SZEROKO OTWARTE Magdalena Zarychta Projekt „USZY SZEROKO OTWARTE” realizowany w ramach programu Kultura Dostępna, to zadanie mające na celu dostosowanie merytoryczne oferty kulturalnej i edukacyjnej – koncerty on-line Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie - dla dzieci i młodzieży z Zespołu Szkół i Placówek pn. „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących”. Celem zadania jest udostępnienie narodowych wytworów kultury niematerialnej osobom niewidomym oraz niedowidzącym, tym samym wyrównanie szans w dostępie do kultury oraz pobudzenie do aktywności i kreatywności, wyrażania własnej ekspresji twórczej. Podczas warsztatów plastycznych uczestnicy projektu wykreują swoje humorystyczne impresje na temat dzieł sztuki niematerialnej poznanych podczas koncertów. Efekty zmagań z materią plastyczną zaprezentujemy na wystawie podsumowującej projekt. Uczestnicy projektu zapoznają się z cyklem koncertów symfonicznych Musica ars amanda przeznaczonych dla dzieci, młodzieży i dorosłych, będących mozaiką stylów i form muzycznych, wprowadzających młodą widownię w świat muzyki od klasyki do czasów współczesnych. Beneficjenci zgłębią podstawowe zagadnienia związane z plastycznymi środkami wyrazu, takie jak: faktura, bryła, kompozycja oraz perspektywa. Podczas warsztatów plastycznych prowadzonych przez artystów, będą zdobytą wiedzę wykorzystywać do działań twórczych. Powstałe prace plastyczne inspirowane przeprowadzonymi koncertami zostaną zaprezentowane na zakończenie projektu w postaci wystawy w przestrzeni publicznej w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie. Założeniem warsztatów plastycznych będzie wykorzystanie HUMORU do interpretacji, opisywania dzieł sztuki niematerialnej. Podejście z dystansem, przymrużeniem oka pozwoli na "oswojenie" kultury wysokiej i zmniejszenie dystansu do instytucji kulturalnych. Uczestnicy warsztatów staną się aktywnymi odbiorcami sztuki, doświadczając jej w nowy, alternatywny sposób. Projekt ma na celu wspieranie kreatywności w relacji widz (niepełnosprawny) - dzieło sztuki. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury Partnerzy: Fundacja Szansa dla Niewidomych HELP miesięcznik tyflorehabilitacyjny Stowarzyszenie "Dobrze" Zespół Szkół i Placówek pn. „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących” Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie niepelnosprawni.pl *** VIII. WYNIKI KONKURSÓW FUNDACJI SZANSA DLA NIEWIDOMYCH Wyniki internetowego głosowania w konkursie związanym z XVIII edycją Konferencji REHA FOR THE BLIND IN POLAND 2020 IDOL w kategorii FIRMA ROKU 1 miejsce: Altix sp. z o.o. 2 miejsce - ex aequo: CareTec feelSpace Ltd. InView Medical – Mercik, Mercik sp. j. IDOL w kategorii PRODUKT ROKU 1 miejsce: Mówiący Globus firmy Altix sp. z o.o. 2 miejsce: OrCamMyEye 2.0 firmy OrCam 3 miejsce - ex aequo: BusStop firmy Step-Hear Ltd. Independent firmy Care-Tec NaviBelt firmy feelSpace Ltd. Zeitgeist 2 firmy CareTec WYNIKI KONKURSU MIKOŁAJKOWEGO OGŁOSZONEGO PRZEZ MARKA KALBARCZYKA Lista jedenastu zwycięzców: 1. Adrian Potrzebowski – 29 punktów 2. Krzysztof Przygocki – 27 punktów 3. Olga Jakubowska – 25 punktów 4. Andrey Tikhonov – 24 punkty 5. Marta Przasnek i Marta Kaźmierowicz – 23 punkty 6. Jędrzej Antkowiak – 22 punkty 7. Agnieszka Nowacka – 21 punktów 8. Iwona Mazur i Małgorzata Strzałka – 19 punktów Serdecznie dziękujemy za udział w naszych konkursach, głosowaniach, projektach, szkoleniach, spotkaniach i rozmaitych zabawach. Mamy nadzieję, że się one Państwu podobały. Wierzymy, że rok 2021 okaże się dla wszystkich łaskawszy i prostszy, a dla Fundacji jeszcze bardziej owocny. Wszystkiego najlepszego – wesołych Świąt Bożego Narodzenia! 1 Informacje o Pałacu Kultury i Nauki, http://pkin.pl/informacje-o-pkin/ (dostęp: 14.11.2020). 2 Misja Warszawskiego ZOO, https://zoo.waw.pl/o-nas/misja-zoo (dostęp: 14.11.2020). 3 Przed wizytą w ZOO koniecznie przeczytaj, https://zoo.waw.pl/wizyta-w-zoo/przed-wizyta-w-zoo-przeczytaj (dostęp: 14.11.2020). 4 Ot, przychodzi mi na myśl taki oto przykład. Jeden z popularnych na świecie sklepów meblowych (i nie tylko) w ramach – jak sądzę – galopującej laicyzacji, w ubiegłorocznym katalogu nazwał święta Bożego Narodzenia „Zimową imprezą”, choinkę zaś „sztucznym drzewkiem do wewnątrz”. W całym katalogu słowa „Boże Narodzenie” nie pojawiły się w ogóle, pomimo że wszystkie proponowane przez oferenta akcesoria oraz okres, w jakim katalog wydano – rzecz jasna – ściśle wiązały się z okresem bożonarodzeniowym. 5 Ks. Tymoteusz, Dzielę się z wami opłatkiem, wyd. Święty Paweł, 2001, str. 29; 6 „Pierwsi chrześcijanie Mszę świętą nazywali Łamaniem Chleba. Zwyczaj dzielenia się opłatkiem jest polskim zwyczajem, ale nauczyliśmy się tego z Kościoła. Tam kapłan łamie Chleb i obdziela nas Komunią Świętą” – źródło: Ks. Tymoteusz, Dzielę się z wami opłatkiem, wyd. Święty Paweł, 2001, str. 36; 7 Tamże, str. 16; 8 Czy znają Państwo Kolędę dla nieobecnych w wykonaniu Beaty Rybotyckiej – płyta „Moje kolędy na koniec wieku” z kolędami autorstwa światowej sławy polskiego kompozytora Zbigniewa Preisnera? Jeśli nie, zachęcam do jej wysłuchania. Zanim to jednak nastąpi, zaopatrzcie się Państwo w minimum jedną paczkę chusteczek higienicznych. Kolęda dla nieobecnych jest przepiękna. Nie mogłam opanować łez gdy wysłuchałam jej pierwszy raz w życiu. Cóż dopiero stało się zatem kilka lat później, gdy słowa kolędy tak bardzo namacalnie wpisały się w atmosferę braku, nieobecności Najbliższej sercu Osoby – dosłownie wypalając niezagojone już nigdy później rany po jej utracie. 9 https://liberte.pl/choinka-czyli-zwyczaj-importowany-z-niemiec/ --------------- ------------------------------------------------------------ --------------- ------------------------------------------------------------